środa, 26 lutego 2014

Rozdział 31

Alec i Jane stali przed Aro. Żadne z nich się nie odzywało, ani nie poruszało. A Aro zadawał pytania. Mężczyzna westchnął. Marek został przy Kajuszu, który nadal nie odzyskał świadomości. Nie miał więc co liczyć na pomoc braci. On nie za dobrze radził sobie z dziećmi. Spojrzał na rodzeństwo. Wrócili pond pół godziny wcześniej. Właściwie, to byli prowadzeni przez resztę. Oczy Jane były suche. Płakała. Stała uparcie wpatrując się w punkt obok głowy mężczyzny. Nawet nie oddychała. Chłopak obok nie płakał. Stał blisko siostry jakby chcąc dać jej znać, że jest z nią. Patrzył na Aro ze wściekłością. Mężczyzna rozejrzał się wokół. Zaczynał żałować, że postanowił rozmawiać z rodzeństwem bez świadków. Mógłby sprawdzić im wspomnienia, ale wiedział, że to nie spodobałoby się ani Markowi, ani Kajuszowi. A już dawno się zorientował, że w sprawach bliźniaków są nieugięci.
Aro patrzył na rodzeństwo nie rozumiejąc. Chciał porozmawiać z nimi jak najszybciej i zignorował Demetriego, który chciał mu coś powiedzieć. Zastanawiał się, czy to pomogłoby mu uzyskać odpowiedzi. Jakiekolwiek odpowiedzi.
Alec i Jane. Piekielne bliźniaki - jak kiedyś nazwał ich Santiago. Patrząc teraz na nich stwierdził, że na pewno nie wyglądali niebezpiecznie. A nawet wręcz przeciwnie. Ale Aro nie mógł się poddać. Stawka była zbyt wysoka.
Nie wiedział czemu milczą. Do Volterry wrócili wszyscy, w komplecie. Co tam mogło się stać? Feliciano zabrał komuś dar? Nie, Eleazar by to zauważył. A przecież rozmawiał z nim.
- Co się tam stało? - Aro ponowił pytanie, ale znowu odpowiedziała mu cisza. Zdenerwował się. - Odpowiedzcie mi. Nie obchodzą mnie wasze humorki, nie zapominajcie kim jestem! Powiedźcie mi, co się tam stało! Co zrobił Feliciano?
Nagle ciałem Jane wstrząsnął szloch, a Aro poczuł niesamowity ból. Alec przytulił siostrę i szeptał jej coś do ucha. W końcu się uspokoiła. Chłopak spojrzał dziewczynie w oczy, a następnie pocałował w czoło. Podszedł do mężczyzny i podał mu dłoń.
- Tylko szybko - poprosił czy rozkazał? Aro sam nie wiedział, ale ujął jego dłoń całkiem zadowolony z takiego obrotu sprawy. Jednak to co zobaczył wcale go nie ucieszyło.

Marek od dłuższego czasu nie opuszczał komnaty brata. Bał się o niego. W pewnym sensie się obwiniał o jego stan. W końcu czuł, że Feliciano żyje, ale nic z tym nie zrobił.
Z gardła Kajusza wydobył się zduszony krzyk. Mężczyzna zrobiłby wszystko aby pomóc bratu, jednak w tej chwili jedyne co był w stanie robić, to przy nim czuwać. Nagle do komnaty wszedł Aro.
- Rozmawiałem z nimi - powiedział cicho.
- I czego się dowiedziałeś?
- Feliciano im uciekł. Ale wcześniej zabił Thomasa... syna łowczyni. Tamten dzieciak był spokrewniony z bliźniakami.
Marek zamknął oczy. Nie wyglądało to najlepiej.
- A dowiedziałeś się czegoś, co pomogłoby Kajuszowi?
- Niestety nie. Może jeśli Feliciano odejdzie dostatecznie daleko wszystko się uspokoi.
- Dlaczego to trwało tak długo?
- Nie chcieli nic mówić... Feliciano zabił chłopaka, który był z nimi spokrewniony. Odczuwali z nim jakąś więź. Oboje nie są w najlepszym stanie.
Marek pokiwał głową i spojrzał na nieprzytomnego brata. Było źle. Bardzo źle. Feliciano to groźny przeciwny. Stary, cierpliwy i bezwzględny. Nieprzewidywalny. Równie dobrze może zaatakować jutro jak i za kilka lat. Tak. Z Kajusza zrobił pewnego rodzaju alarm. Ale ten alarm uaktywnia się za późno, kiedy Feliciano już atakuje.

Jane siedziała na swoim łóżku wtulona w brata. Jako stuletnia wampirzyca widziała wiele, ale to co zrobił Feliciano... mocniej przytuliła się do Aleca. Bała się. Bardzo się bała, ale kiedy myślała o tym co tamten wampir zrobił strach ustępował złości. Jednak z każdą chwilą coraz wyraźniej dochodziło do niej, że tak naprawdę jest bezbronna w stosunku do Feliciano. Niby umie więcej niż ktokolwiek, ale jednocześnie z niczym nie radzi sobie wystarczająco dobrze. A Feliciano zbierał dary od setek, jeśli nie tysięcy lat. I miał mnóstwo czasu na wprawienie się w panowaniu nad nimi.
Musiała się uczyć. W jednej chwili dotarło to do niej wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zamknęła oczy. Była zmęczona. Nie fizycznie, ale psychicznie. Zazdrościła ludziom. Chciała spać.
Alec przytulił siostrę. Nie czuł się lepiej niż ona, ale musiał być silny. Musiał ją wspierać. Bał się Feliciano. Nienawidził Feliciano. Chciał go zabić. Chciał się zemścić. Ale wiedział, że teraz najważniejsze jest, żeby był przy Jane. Potrzebowała go.
Przypomniał sobie o prośbie Ameriga. Musiał kogoś wysłać. Najlepiej człowieka z listem. Człowiekowi nic nie zrobi...

Kajusz nagle otworzył oczy. Szybko podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na braci.
- Co się właściwie stało?
- Feliciano wrócił... - powiedział Marek po krótkim milczeniu.
- Ale... ale przecież widziałem jak go zabijacie...
- Feliciano... jest potężny. Bardzo potężny. Dobrze o tym wiesz - odezwał się Aro.
- Śledził Jane. Chciał odebrać jej moc - stwierdził Marek.
- Dar - poprawił go Aro. - Chciał odebrać Jane dar, a nie moc...
- Tak, tak - Marek chyba nawet nie słuchał brata. Martwił się. Feliciano odszedł. Na razie. Ale wróci. A za każdym razem będzie gorzej.
Kajusz siedział bez ruchu. Marek nad czymś się zastanawiał. Czymś się martwił. I prawdopodobnie miało to związek z nim. A to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.

Alec stał przed tronami. Z zniecierpliwieniem czekał, aż Trójca się pojawi. Po kilku minutach do sali weszli Aro i Marek.
- O co chodzi? - zapytał Marek.
- Chodzi o... - Alec wziął głęboki wdech. - Matka Thomasa to łowczyni. Prawdopodobnie bardzo dobra łowczyni. Ale z Felicino nie ma szans. Obiecałem Amerigo, że wyślę kogoś, kto przekaże jej, kto zabił jej syna. Kogoś kto poda imię wampira. Ale nie Feliciano.
Aro pokiwał głową. Naprawdę chciał mieć to za sobą. Widział wszystko. A ból tego chłopca wręcz czuł.
- Spokojnie, załatwię to.
Alec spojrzał mężczyźnie w oczy. Nie był pewny, co tam zobaczył, ale wiedział, że może już być spokojny. Ukłonił się i pobiegł do siostry.
Na nic nie zwracał uwagi. Obiecał, że załatwi wszystko najszybciej jak się da, że do niej wróci. Delikatnie otworzył drzwi. Leżała skulona na łóżku. Oczy miała zaciśnięte, jasne włosy opadały jej na twarz. Wyglądała tak bezbronnie, tak niewinnie, tak słabo. Podszedł i ją przytulił.
Nagle okno się otworzyło i do rodzeństwa dotarł kuszący zapach ludzkiej krwi. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna ubrany na czarno.
- Witam, nazywam się Feliciano. Wy jesteście Alec i Jane Thomson?





Przepraszam, przepraszam... znowu długo czekaliście na tak krótki i kiepski rozdział. Postaram się napisać następny szybciej i lepiej.
No i mam nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta...