sobota, 29 czerwca 2013

My style

Zostałam nominowana do My style. Hmm... cieszę się. Trzeba przyznać, że bardzo się z tego cieszę. Nominowała mnie sama autorka tego wyróżnienia -Fan Cro. Takiego wyróżnienia to ja się nie spodziewałam. Za opowiadania-tak, nie piszę jakoś niesamowicie, ale miałam nadzieję. Ale za wygląd bloga?!



My Style – to nic innego jak nominacja za porządny wystrój bloga. Twórcą tej zabawy jest Fan Cro (czyli Panda), która stworzyła to tylko po to, by wynagrodzić autorów za przyciągający wygląd bloga.

Na czym polega ta zabawa?
1. Każdy nominowany odpowiada na trzy pytania.
2. Każdy nominowany musi odpowiedzieć komentarzem pod postem tego, który nominował (może i to też wstawić na swoim blogu, jeśli chce).
3. Nominować kilka autorów, którzy według niego mają idealny wystrój bloga – tym samym polecając.

Odpowiadam:
1. Gdyby którykolwiek z Twoich czytelników poprosiłby Ciebie o wydrukowanie Twojego opowiadania dodatkowo z dedykacją, to uczyniłabyś tak? Załóżmy, że Twoja powieść nie jest jeszcze ukończona.
Hmm... chyba tak. Wydaje mi się, że poczekałabym z tym do ukończenia pisania. Sądzę, że ten czytelnik zgodziłby się z tym.
2. Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek przeczytać niemiły komentarz od anonima? Jeśli tak, to jak zareagowałaś?
Nie pod moim postem. Na jednym z moich blogów, tym którego nie prowadzę sama pojawiały się takie komentarze od anonimków. Hmm... wkurzało mnie, że ich autorzy nawet się nie podpisują.
3. Czy wiążesz swoją przyszłość z pisaniem opowiadań, lub cokolwiek związane z blogowaniem?
Chciałabym napisać książkę, więc z pisaniem na pewno. Co do blogowania; wydaje mi się, że będę aktywna na blogswerze jeszcze długo, długo...

Nominuję:
-Hoshi
-~Justyme
-Paulinkam6 i Kaaaro
--Kasia-
-Mila

Pytania:
1. Skąd pomysł na założenie bloga o takiej tematyce?
2. Kiedy założyłaś/eś pierwszego bloga?
3. Skąd czerpiesz inspirację?

Na Wasze blogi trafiłam przypadkowo. Szukałam w blogosferze te, które według mnie zasługują na większą uwagę. Oceniałam powierzchownie – czyli tylko wygląd, ponieważ na tym polega ta nominacja


niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 28

Rozdział 28
Jane stała nad garnkiem i wpatrywała się w niego pustym wzrokiem. Nie gotowała od stu lat, więc nic dziwnego, że nie bardzo wiedziała jak się do tego zabrać. Chociaż w sumie może chodziło o to, z czego ma coś ugotować. Zapasy były, delikatnie mówiąc, małe. Dziewczyna westchnęła i wlała do garnka trochę wody. Szczerze mówiąc zaczynała żałować, ze poprzedniego dnia obiecała zająć się gotowaniem.
-Ciekawe co mi wyjdzie.-stwierdziła, a po chwili do gotującej się wody wrzuciła kawałek jakiegoś mięsa. Nagle usłyszała czyjeś kroki. Szybko zapaliła ogień, wcześniej nie był jej potrzebny, ale nie mogła pozwolić, żeby ktoś zobaczył jak gotuje coś bez użycia ognia. Do kuchni wszedł Amerigo.
-Jane! Przygotuj czystą wodę i materiał!-krzyknął
-Co się stało?
-Thomasa coś zaatakowało w lesie. Ma rozcięty prawy bok.-Jane zareagowała błyskawicznie. Wbiegła do kuchni w prawie wampirzym tempie, zdjęła z ognia kociołek i postawiła drugi, do którego wlała wodę. Potem poszła do pokoju Thomasa i porwała jego dwie koszule. Stwierdziła jednak, że nie da się zrobić z nich bandaża. Miała pójść poszukać czegoś  co by się nadawało, ale usłyszała, że przynieśli, nieprzytomnego już, Thomasa. Kilka sekund później była w jadalni.
-Alec, weź moją pelerynę i połóż na stół. Potem połóżcie tam Thomasa.-kiedy mężczyźni wykonali polecenia podeszła do chłopaka i delikatnie rozerwała koszulę.-Nie wygląda to dobrze. Alec idź po wodę do kuchni. Amerigo przygotuj dla niego łóżko i znajdź jakieś bandaże.
-Nie mamy...
-To znajdź coś, czym będziemy mogli je zastąpić.-powiedziała twardo Jane
-Jest woda.
-Dobrze.-dziewczyna zanurzyła skrawek materiału w wodzie a po chwili delikatnie oczyszczała ranę.
-Co z nim?
-Alec! Idź poszukaj czegoś, z czego da się zrobić bandaż.-rozkazała bratu, nie przerywając swojego zajęcia. Kiedy oczyściła ranę, zobaczyła, że sam bandaż nie wystarczy. Chłopak miał rozciętą nie tylko skórę ale i mięśnie. Nie była pewna co do stanu żeber. Wiedziała jednak, że jeśli są połamane, to nie będzie w stanie mu pomóc. Chociaż... Jane powoli położyła jedną rękę na serce chłopaka, drugą tamując krwawienie, i przymknęła oczy.
-Znalazłem!-w domu rozbrzmiał głos Ameriga, a po chwili blondynka mogła go zobaczyć.
-Bandaże nie wystarczą. Ranę trzeba będzie zszyć. Inaczej się nie zagoi.
-Zszyć?!
-Tak.
-Nicią i igłą?
-Tak.
-Ty to zrobisz?
-Tak. Dam sobie radę. Znajdź tylko dużą igłę i nić. Najlepiej grubą.-powiedziała, a po chwili Ameriga już nie było. Jane nadal tamowała krwawienie, kiedy podszedł do niej Alec.
-Co z nim?
-Wyjdzie z tego. Pewnie będzie miał jakieś problemy zdrowotne, ale przeżyje.
-Nie ma połamanych żeber?
-Nie ma, sprawdziłam już wcześniej.
-To nie było zwierzę. To cięcie jest...
-Wiem. Nie poszarpane, ciało zostało idealnie przekrojone. Pytanie tylko czym.
-Mieczem?-zaproponował Alec
-Wątpię. Wyczulibyśmy człowieka. Może to wampir... Znalazłeś?
-Tak.-odparł mężczyzna i podał wampirzycy nić i igłę. Kiedy Jane nawlekała nić zastanawiała się, jakim cudem jej dłoń nie drży. Po chwili doszła do wniosku, że to przez wampiryzm. Kiedy wszystko było przygotowane przymknęła oczy i zawołała babcię.
-Jak?
-Przecież wiesz. Pokazywałam ci.-usłyszała 
-Ale...
-Dasz sobie radę.-powiedziała babcia i zerwała kontakt.
Jane przywoła wspomnienie, kiedy babcia zszywała rękę sąsiada. Po chwili otworzyła oczy i przesunęła palcem po igle, a następnie nitce. Ani Alec, ani Amerigo nie mieli pojęcia jak się powinno do tego zabrać więc nic nie mówili. Blondynka zdecydowanym ruchem wbiła igłę. Z ust Thomasa wydobył się krzyk.
-Alec, trzymaj go. Muszę być dokładna.
-Rób to szybciej.-powiedział Alec tak cicho, że usłyszała go tylko wampirzemu słuchowi. Postanowił dostosować się do rady brata. W wampirzym tempie wbiła igłę po raz drugi. Jane skończyłaby po niecałej minucie, ale przed każdym wbiciem igły musiała upewnić się, że robi to prawidłowo.
-Podaj bandaż.-powiedziała, a po chwili w jej ręce znajdowało się... coś co najwyraźniej miało robić za ten bandaż. Delikatnie owinęła chłopaka.
-Skończyłaś?
-Tak. Teraz trzeba położyć go do łóżka.
-Martwisz się czymś.-powiedział Amerigo kiedy spojrzał w jej, na szczęście już całkowicie czarne, oczy.
-Tak, boję się, czy nie wda się zakażenie. Wprawdzie oczyściłam ranę, ale mogłam czegoś nie zauważyć.-gładko skłamała Jane-Ale zamartwianie się na nic się nie zda. Lepiej poczekać do jutra. Więc wy zanieście go do łóżka, a ja coś ugotuję. W końcu zbliża się pora obiadu.
Blondynka szybkim krokiem ruszyła w stronę kuchni. Martwiła się. Jeżeli Thomasa zaatakował wampir, może spróbować jeszcze raz. Ale tak właściwie dlaczego go zaatakował? Dlaczego nie zabiło go na miejscu?-na te pytania Jane nie znała odpowiedzi. Postanowiła więc skupić się na przygotowaniu obiadu... kolacji. Spojrzała na wszystko co wyjęła ze spiżarni.
-Może zapiekanka? Babcia robiła pyszną, chyba nawet pamiętam przepis.-powiedziała sama do siebie. Po chwili uśmiechnęła się i zaczęła robić sos. Nie zauważyła pary oczu przyglądających się jej z zainteresowaniem.
W VOLTERZE
-Marek! Chodź szybko!-krzyk Ara usłyszał chyba cały zamek
-O co chodzi?
-Nie wiem. Coś nie tak z Kajuszem. Wygląda jak... jakby miał stracić przytomność.
-Gdzie on jest?-w głosie Marka można było usłyszeć zaniepokojenie
-W swojej komnacie.
Bracia ruszyli w wampirzym tempie i już po chwili znaleźli się w komnacie blondyna. Mężczyzna leżał na łóżku, miał rozproszony wzrok i wydawał się nie słyszeć głosu żony.
-Jest z nim coraz gorzej.-oczy Athenodory były suche. Marek podszedł do łóżka i spojrzał na twarz najmłodszego brata.
-To niemożliwe.-szepnął
-Jane... jest... celem.-wychrypiał na wpół świadomy Kajusz, po czym zamknął oczy.
-Aro, wyślij Feliksa, Demetri'ego i Renatę do Jane i Aleca. I może jeszcze Heidi. Feliciano się jej nie oprze.
-Feliciano nie żyje! Od 400 lat!
-A czy znasz kogoś innego kto potrafiłby doprowadzić Kajusza do takiego stanu?-zapytał ostro Marek
-Sam go podpaliłem!
-Rumuni też twierdzili, że widzieli jego śmierć. A Stefan zarzekał, że go podpalił! Nie mam zamiaru ci tego znowu tłumaczyć. Zrób co mówię.-ostatnie zdanie nie było prośbą, lecz rozkazem. Rozkazem który Aro wykonał od razu.
-Może Marek znowu będzie sobą.-powiedział Aro z nadzieją biegnąc przez zamek. Nie żeby nie pasowało mu rządzenie. Po prostu nie mógł patrzeć na brata pogrążonego w melancholii, a na dodatek ciągle wysłuchiwać, że to jego wina. Oczywiście nie wypominał mu tego Marek. I to było dla niego najgorsze.
-Felix!-wręcz krzyknął Aro kiedy zauważył przechodzącego wampira-Za pięć minut chcę widzieć ciebie, Demetriego, Renatę i Heidi w sali tronowej.
-Oczywiście, panie.-mężczyzna ukłonił się i pobiegł szukać wyznaczonych osób.



Rozdział nie jest długi, ale mam nadzieję, że na razie wystarczy. Ponieważ poprawianie ocen wreszcie się skończyło mogę wziąść się za pisanie. Miałam napisać go wczoraj, ale postanowiłam posprzątać w pokoju. A potem zaczęłam pisać rozdział na natalieblack.blogspot.com Postaram się skończyć go jeszcze dzisiaj. Następny rozdział na tym blogu pojawi się za tydzień... lub dwa. Wszystko zależy od pogody :)