wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 34

Jane szła na polankę. Spotykali się dwa razy w tygodniu. Marek i Kajusz potrafili wiele, ale dziewczyna nie potrzebowała już tak częstych lekcji. Kiedy doszła okazało się, że mężczyźni już na nią czkają. Marek wyraźnie się nad czymś zastanawiał. Blondynka zachichotała na wspomnienie "zaproszenia".
- Możesz mi wyjaśnić, co to było? - zapytał Marek, a Jane kiwnęła głową.
- Spodobałeś się mojemu bratu - powiedziała po czym znów zachichotała. Tylko Kajusz nie wiedział o co chodzi.
- Jane. Ja pytam poważnie. Dlaczego on...
- Zaprosił cię na randkę? - dokończyła Jane, a kiedy tylko skończyła do jej uszu dotarł śmiech Kajusza.
- Czy... Alec... zaprosił...? - Mężczyzna nie był w stanie dokończyć pytania, ale to nie było konieczne. Dziewczyna kiwnęła głową.
- Chciałbym to zobaczyć - stwierdził kiedy się uspokoił. Jane wzruszyła ramionami i wykorzystała swoje pierwsze lekcje. Po chwili Kajusz znowu zwijał się ze śmiechu. Kiedy w końcu się uspokoił Marek spojrzał na brata z politowaniem. Zamierzał chyba coś powiedzieć, ale zrezygnował i zaczął prowadzić lekcje.
- Od dzisiaj wracamy do pierwszych lekcji. Nauczyłem cię wytwarzać dary, ale tak naprawdę to nie jest ci potrzebne. Za to łatwiejsze. Twoja moc jest naprawdę wielka i bez darów.
- Ale nie czyni mnie niezwyciężoną - przerwała mu.
- Owszem. Masz limity. Jesteś potężna i nikt w pojedynkę nie da ci rady. A przynajmniej kiedy już nauczysz się wszystkiego. Ale kilka silnych osób cię pokona. Ale nie mówimy o tym. Ty nie musisz wytwarzać darów, bo... bo potem to będzie bezużyteczne. - Jane chciała zapytać o co chodzi z tym "potem", ale postanowiła zostawić to na później. A Marek kontynuował. - Telepatię już zauważyłaś...
- Chyba nekropatię - szepnął Kajusz, ale Marek go zignorował.
- Nie potrzebowałaś wytwarzać daru. Ani pożyczać. Ta dziedzina może być trudniejsza, zwłaszcza, że będziesz chciała automatycznie sięgać po wytwarzanie darów. Ale to jest szybsze.
- Tak jak z żywiołami - wtrącił Kajusz. - Nie wytwarzałaś daru. Po prostu to robiłaś. Było trudniej, owszem, ale teraz potrafisz szybko zareagować. - mówiąc ostatnie słowa cisnął w Jane kulą ognia. Automatycznie posłała wodę. - Widzisz? - zapytał - Gdybyś miała wytworzyć dar, kula spaliłaby ci twarz.
Jane chcąc nie chcąc musiała przyznać mu rację.
- To od czego zaczynamy? - zapytał Marek.
- Telapatia - zdecydowała szybko. - Podobno już coś umiem, więc powinno pójść mi w miarę łatwo. No i pokaże mi różnice.
Marek pokiwał głową. Widać uznał to za dobry pomysł. Ale nie na tę noc. Lenistwo czasem łapie też wampiry, więc spacerkiem wrócili do Volterry.
Rano do pokoju Jane wszedł Alec. Najwyraźniej już się nie gniewał o tę randkę. Ale Marka chyba i tak będzie unikał.
- Co robisz? - zapytał patrząc na siostrę leżącą na łóżku.
- Śpię - odpowiedziała. - Też chcesz?
- Czemu nie. - Chłopak położył się na łóżku obok bliźniaczki i zamknął oczy. Każde z nich myślało o czymś innym, nie odzywali się, ale żadnemu to nie przeszkadzało. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie. W ciszy.
Następnej lekcji już nie opanował leń, więc wzięli się do roboty. Jane szło opornie. Siedziała pod drzewem, patrzyła na Marka i usiłowała się odezwać. Telepatycznie. Jedno słowo. Pięć liter. Czy to tak dużo? Czuła się głupio uparcie powtarzając w myślach to jedno słowo. Witaj! Miała serdecznie dość tego powitania.
Po trzech godzinach bez efektu Marek wstał.
- Na dziś wystarczy. Poćwiczymy na następnej lekcji.
- Nigdy się tego nie nauczę - westchnęła Jane. Po trzech godzinach do Marka nie dotarł nawet najdrobniejszy sygnał. Miała wrażenie, że z żywiołami było łatwiej.
- Nauczysz, nauczysz - powiedział Kajusz uśmiechając się. Patrząc na niego w czasie lekcji- myślała Jane - komukolwiek trudno byłoby uwierzyć, że to ten sam Kajusz, który sprawia wrażenie wściekłego na wszystkich. Ale też nikt, kto znał tego wampira jako najmłodszego z Trójcy nie powiedziałby, że on może być wesoły, łagodny... ludzki. Może tylko Athendora.
Ruszyli powoli przez las.
- Wracamy do polowań - powiedział nagle Marek. Kajusz spojrzał na brata ze zdziwieniem.
- Już?
- Taki czas - stwierdził tylko.
- Możecie mi wyjaśnić o co chodzi? - zapytała Jane.
- Ludzie... - zaczął wyjaśniać Kajusz. - Ludzie nie chcą już zwiedzać Volterry. Uważają, że to... niewłaściwe. Coraz mniej osób przychodzi, a ktoś w końcu zauważy, że ci ludzie znikają. Tak więc wracamy do polowań. Żebracy, pijacy, sieroty - to będzie nasz cel.
Jane kiwnęła głową. Wiedziała, że tak będzie najlepiej.
- A co z ludźmi z darami? - zapytała.
- Jeśli Eleazar na takiego trafi, to mamy szczęście, a jak nie to poczekamy trochę. Za kilkaset lat znowu wrócą wycieczki.
- Kilkaset lat?
- Tak, - kontynuował Marek - a poza tym i tak większość obecnej straży sama do nas przyszła.
- Jakoś ostatnio nikt się nie pojawił - stwierdziła Jane, na co Marek się roześmiał. Po chwili kiwnął głową i pobiegł do Volterry.
- Ja też będę musiał zaraz iść - stwierdził Kajusz - Athendora mnie zabije jeśli nie wrócę przed świtem.
Kilka minut później Jane została sama.
Rano wszyscy zostali zwołani do WS. Jane zajrzała po drodze do brata, ale już go nie było. Wzruszyła ramionami i poszła dalej.
Na miejscu byli prawie wszyscy. Brakowało tylko Kajusza. Kiedy w końcu i on się pojawił, Aro wstał i zaczął mówić:
- Od dzisiaj wracamy do polowań. Zasady takie jak na akcjach. Nikogo, kogo nieobecność się zauważy. Czy to jasne?
Kiedy wszyscy przytaknęli Aro wytłumaczył im dlaczego postanowił tak. Jego wyjaśnienia były prawie identyczne z tymi, które przedstawili Marek i Kajusz w nocy.
Raz na dwa tygodnie. Taka miała być częstotliwość polowań. Oczywiście nie mieli wychodzić wszyscy razem, tylko małymi grupkami. Jane została przypisana do grupy z Heidi, Renatą i Demetrim. Wyruszali następnej nocy.
Jane zastanawiała się, czy te wypady nie będą jej przeszkadzały z lekcjach. W końcu ktoś mógłby zauważyć, że wymyka się do lasu. Stwierdziła jednak, że jeśli będzie jakiś problem Marek da jej znać.
- Jane, rusz się! - do uszu dziewczyny dotarł szept Renaty. Dopiero wtedy dotarło do niej, że stoi na dachu jakiegoś domu od jakiejś minuty. W sumie to się tam zatrzymali, aby wypatrzeć ofiarę. Została już tylko ona i Renata. Jane rozejrzała się i wciągnęła powietrze. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Pobiegła w kierunku jednej z uliczek. O budynek opierała się kobieta. Zapach jej krwi jakby neutralizował smród. Wampirzyca podeszła i po chwili zatopiła zęby w jej szyję. Kobieta nie walczyła. Obudziła się, ale jedyne na co się zdobyła to próba wycofania się. Ale przecież opierała się o ścianę. Minutę później Jane oderwała się od zwłok.
Zadowolona wróciła do Volterry. Uśmiechnęła się na myśl o swoich towarzyszach. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie mają zamiaru na siebie czekać, więc każdy wraca kiedy skończy. Tak, zdecydowanie nie było źle.


Rozdział krótki, ale następny pewnie będzie dłuższy. Liczę na komentarze (głównie na konstruktywną krytykę, typu: gdzie ty byłaś, kiedy uczono gramatyki? Błędy: przykład, przykład, przykład).
Kolejny rozdział we wrześniu :)