poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 32

Rodzeństwo spojrzało niepewnie na mężczyznę. Wyglądał znajomo. Miał jakieś trzydzieści parę lat, rude włosy, jasną karnację... intensywnie zielone oczy. Tak bardzo znajome oczy.
Alec uświadomił sobie, że nie oddycha. Wziął głęboki wdech i w jednej chwili poczuł ogromne pragnienie. Krew mężczyzny pachniała tak niesamowicie pociągająco. 
Jane ścisnęła jego dłoń i dopiero wtedy uświadomił sobie, że podszedł do mężczyzny.
- Tak, to my - powiedziała dziewczyna. - Czego od nas chcesz?
- Tak w sumie to nie wiem. Jedyne co pamiętam, to wasze imiona i nazwisko. 
Alec spojrzał niepewnie na siostrę. Od razu zauważył, że Jane również zareagowała na krew mężczyzny.
- Kim jesteś? - zapytała blondynka.
- Przecież powiedziałem, że jedyne co pamiętam, to wy. No i moje imię.
- Ale... jak w takim razie nas znalazłeś? I dlaczego używasz tego nazwiska? Od bardzo dawna go nie używamy - Alec spojrzał z wyczekiwaniem na mężczyznę.
- Szukam was od kilku miesięcy. Ja... zrozumiałem, że musiał was ktoś przemienić i pomyślałem, że...
- Zrozumiałeś? - Jane i Alec zadali to pytanie jednocześnie, uważnie przyglądając się mężczyźnie.
- Ja... to skomplikowane.
- Mamy czas. Wyjaśnij wszystko - Jane mówiła spokojnie, ale Alec zauważył delikatnie zawahanie w jej głosie.
- Nie potrafię. Posłuchajcie. Obudziłem się cztery miesiące temu w jakimś opuszczonym domu. Migały mi jakieś twarze, ale nie potrafiłem niczego dopasować. Kiedy przypomniałem sobie wasze nazwisko... myślałem, że może wy będziecie wiedzieć coś o mnie.
- No dobra. Ale skąd wiedziałeś, że jesteśmy wampirami?
- Na początku nie wiedziałem. Ale... jakiś miesiąc temu wpadłem na grupkę wampirów oni opowiadali o piekielnych bliźniakach... czy jakoś tak - mężczyzna spojrzał niepewnie na Jane.
- Więc stwierdziłeś, że to my?
- Nie od razu. Upewniłem się... to znaczy na tyle na ile mogłem. A potem ruszyłem tu.
Alec otwierał usta, żeby zadać kolejne pytanie, ale Jane pokręciła głową. Alec westchnął i powiedział:
- Dobrze. Sprawdzimy czy mówisz prawdę.
- Jak?
- Zobaczysz - Jane ucięła rozmowę i otworzyła drzwi. - Proszę za mną.
Feliciano chodził wolno. Rodzeństwo naprawdę nie lubiło, gdy ktoś się wlókł. Ale to był człowiek. Tylko, w takim razie, skąd mógłby znać ich stare nazwisko? Nie używali go od ponad stu lat. Dlatego postanowili zabrać go do Aro. Tylko on mógł potwierdzić, że Feliciano mówił prawdę. Jane zerknęła na mężczyznę. Kogoś jej przypominał... ale nie wiedziała kogo. To wspomnienie było wyblakłe, jakby za mgłą. Może Aro będzie mógł pomóc.
Aro, Marek i Kajusz najwidoczniej już na nich czekali. Jane nie zdziwiła się. W końcu ktoś musiał zauważyć, że prowadzą człowieka. Aż dziwne, że nikt go nie zaatakował. Alec ukłonił się, a następnie opowiedział o mężczyźnie. Feliciano wolałby to chyba zrobić sam, ale jedno spojrzenie na Trójcę i zmienił zdanie.
Aro doszedł do takiego samego wniosku jak rodzeństwo. Wstał i wyciągnął rękę do Feliciano. Mężczyzna niepewnie podszedł i podał mu dłoń. Przez chwilę tak stali, a potem odrzuciło  ich od siebie. Dosłownie. Można by odnieść wrażenie,  że coś wybuchło. Aro nie wydawał się zadowolony, a Feliciano... no cóż, on był wściekły. W jego lewej dłoni zalśnił nóż. Alec i Jane nie zwrócili uwagi na broń z tego oczywistego względu, że nie mogła im zaszkodzić. Jednak w tamtej chwili ostrze wyglądało niezwykle groźnie.
Aro nie czkał. Skoczył na Feliciano, ten jednak nic sobie z tego nie robił i po prostu się odsunął. Aro nie mógł zmienić kierunku w powietrzu, jednak kiedy tylko dotknął ziemi odwrócił się. Feliciano prawą dłonią złapał rękę Aro i wykręcił unieruchamiając wampira. Przyłożył mu sztylet do gardła. Aro nie ruszał się. Bał się. A przecież Feliciano to człowiek, którego bronią jest nóż. Niby jak zdołał tak szybko pokonać jednego z Volturi?
Kajusz, rzucił Markowi pytające spojrzenie, a kiedy ten w odpowiedzi kiwnął głową, wstał.
- Nie przybyłeś tu, aby nas zaatakować. A i my nie mamy powodu, aby atakować cię. Więc wypuść mojego brata i wyjaśnij dlaczego szukałeś Aleca i Jane.
- Oczywiście, wypuszczę tego, a zaraz zaatakujecie mnie całą trójką, albo i piątką - Feliciano rzucił szybkie spojrzenie Jane, jakby obawiał się, że zaatakuje go od tyłu.
- Masz nasze słowo, że cię nie zaatakujemy - odezwał się Marek.
- A od kiedy ty przemawiasz w imieniu wszystkich?
- Od kiedy ty przystawiłeś to piekielne ostrze do szyi mojego brata - Marek powiedział to tak spokojnie, że wręcz obojętnie. Ale Feliciano nie dał się nabrać. Uważne spojrzenie i spięte mięśnie zdradzały wszystko.
Feliciano przesunął nóż tak, by dotykał karku Aro, a następnie mocno odepchnął go w kierunku Marka. Aro podszedł do braci.
- Uwolniłem waszego brata i oczekuję, że wy dotrzymacie słowa.
- Dotrzymamy - powiedział stanowczo Marek patrząc na Aro.
- To co powiedziałem było prawdą. Naprawdę nie pamiętałem prawie nic. Jednak dar Aro wymusił moje wspomnienia. Nazywam się Feliciano Ramirez. Jestem łowcą i wiele lat temu przyjaźniłem się z matką Aleca i Jane. Nie wiem dlaczego zapamiętałem akurat ich. Ale wiem, że... spałem, to chyba najwłaściwsze słowo, kilka tygodni. Zaatakowała mnie grupa wampirów, jednak nie chcieli mnie zabić. Udało im się mnie rozbroić, a następnie zaciągnąć do ich przywódcy. Ale nie pamiętam kto to. Jestem pewien, że widziałem jego twarz, jednak tego nie jestem w stanie sobie przypomnieć - Feliciano spojrzał na nas, a następnie wzruszył ramionami - Byłem wam winny te wyjaśnienia, jednak więcej nie powiem. Teraz muszę odejść. Liczę, że się już nie spotkamy.
Feliciano uśmiechnął się delikatnie, lekko ukłonił Markowi i Kajuszowi. Obaj odpowiedzieli ukłonem.
- Jane, mogłabyś mi towarzyszyć do wyjścia? Obawiam się, że pozostałe wampiry mieszkające tu mogłyby mnie zaatakować. A naprawdę nie chcę zrobić któremuś krzywdy.
Kiwnęła głową i ruszyła za Feliciano. Kiedy dotarli do wyjścia zatrzymał się i spojrzał jej w oczy.
- Jesteś potężna, ale nie niezwyciężona. Zawsze o tym pamiętaj.
Wpatrywała się w niego ze zdziwieniem. Słyszała już te słowa. Powiedział jej je ktoś wiele lat temu. Jak była jeszcze naprawdę mała. Feliciano uśmiechnął się smutno i pobiegł w stronę lasu. Nagle sobie przypomniała.

Dwuletnia dziewczynka kurczowo trzyma rękę mamy. Nie wie co się dzieje, ale czuje, że jest to coś złego. Mama mówi spokojnie. Obiecuje niedługo wrócić, mówi dziewczynce, że ją kocha. Przytula córeczkę, a potem podchodzi do stojącego kawałek dalej chłopczyka. Kiedy go przytula szepce mu coś do ucha. Potem odchodzi. 
Do kobiety podchodzi mężczyzna, przytula ją mocno i mówi:
- Jesteś potężna, ale nie niezwyciężona. A on...
- Poradzę sobie - kobieta uśmiecha się spokojnie, a potem odchodzi. Mężczyzna podchodzi do dziewczynki, ma rude włosy, intensywnie zielone oczy i jasną karnację. Wyciąga rękę do chłopczyka, który podchodzi. Dzieci przytulają się do mężczyzny.
- Macie bardzo dzielną mamę - mówi cicho - Mam nadzieję, że odwagę odziedziczyliście po niej...

Jane rzuciła się biegiem w kierunku lasu. Była noc, wszyscy siedzieli w domach, ale dla Jane równie dobrze mógłby być dzień. Blondynka biegła tropem Feliciano, jednak kiedy tylko weszła do lasu trop się urwał. Jane po raz kolejny poczuła, że jej oczy są suche. Kajusz dopiero odzyskał przytomność, Thomas zginął, i to przez nich, a teraz Feliciano, człowiek, czy tam łowca, który znał ich mamę... który najwyraźniej był dla nich ważny, odszedł. Tak po prostu.
Jane bardziej poczuła niż zobaczyła brata. Alec musiał zauważyć, że pobiegła tropem Feliciano i postanowił ją znaleźć. Chciała mu opowiedzieć co sobie przypomniała, ale nie była w stanie wydusić słowa. Alec przytulił ją. Oboje mieli naprawdę dość.





Rozdział krótki, ale mi się podoba. Wiem, że notki dawno nie było, ale w sumie nie miałam czasu pisać. Za to teraz powinny pojawiać się raz w tygodniu. Może częściej. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze o tym blogu pamięta.