czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 38

Aro nie sprzeciwiał się. Athendora miewała dziwne nastroje, zwłaszcza po kłótniach z mężem, a próby odwiedzenia jej od swoich pomysłów nigdy nie kończyły się dobrze. Jane doskonale wiedziała, że tak będzie. Niezadowolony był tylko Kajusz. I tym razem nikt mu się nie dziwił. 
Dzień minął i zbliżała się pora wyjścia. 
- Jane? - Alec wszedł do jej pokoju, a dziewczyna uśmiechnęła się, starając się wyglądać na spokojną, ale chyba nie za bardzo jej to wychodziło. - Uda ci się. 
- Musi. Ale nie po to przyszedłeś. Wychodzimy?
Alec kiwnął głową, a Jane włożyła płaszcz i skierowała się do wyjścia. Athendora kategorycznie odmówiła przechodzenia standardowej odprawy oraz czekania na eskortę, więc kiedy tylko dała znak trzeba było ruszać. 
- Idziecie przodem, macie pilnować, żeby nie zakręcił się to nam jakiś wampir - powiedział ostro Kajusz, a rodzeństwo ukłoniło się i odbiegło. Kiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem Renaty i Feliksa, Jane uśmiechnęła się do brata i odbiegła na północ. 
Dziewczyna po kilku godzinach stała przed pokaźnym domem, w którym miała spotkać ostatnich służących Ameriga. W głowie ciągle dudniły jej rady od Kajusza i Marka, którymi była zasypywana przez prawie całą drogę. Dopiero kiedy była już blisko dali jej spokój. 
Jane zapukała do drzwi i po chwili otworzył jej postawny mężczyzna.
- Witam - zaczęła Jane. - Szukam...
- Tak, tak. Wiemy. Zapraszam, ale ostrzegam: jeśli twoje zachowanie wzbudzi nasze podejrzenia zabijemy cię. 
Jane kiwnęła głową. Najwyraźniej znalazła łowców. 
Mężczyzna zaprowadził ją do dużego gabinetu w którym zobaczyła drobną kobietę. 
- Przyszłaś sama? 
- Tak. Ja potrzebuję waszej pomocy - powiedziała Jane.
- Od stuleci żaden wampir nie zwracał się do nas o pomoc. To musi być wyjątkowa sytuacja. - Kobieta uśmiechnęła się do Jane. - Już samą dociekliwością mnie zaciekawiłaś. Dlatego cię wysłucham, ale nie gwarantuję, że pomogę.
Kobieta wydawała się delikatna, ale Jane czuła bijącą od niej siłę. 
- Pewnie już wiesz, że przybywam z Volterry - zaczęła Jane i usłyszała gwałtownie wciągnięte powietrze zza drzwi, kobieta jednak kiwnęła tylko głową. - Jeden z strażników, Santiago, on... coś się w nim zmieniło... - Jane spróbowała oczyścić umysł, przypomnieć sobie, ale nie była w stanie. - Kłopot w tym, że ja, tak jak praktycznie każdy, zapominam. Potrzebuję chwili...
Wiedziała, że to nie powinno na nią działać. Spędziła całe noce próbując to zablokować, ale wszystko przynosiło wręcz odwrotny skutek. Z każdą próbą trudniej było jej zapamiętać. 
- To musi być coś niezwykłego, skoro wampir zapomina - powiedziała kobieta, najwyraźniej coraz bardziej zaciekawiona. 
- Kajusz! Santiago, co z nim? - Jane przebiła się telepatycznie do mężczyzny. Było to dziwnie trudne, ale uznała, że to wina odległości. A przynajmniej myślała tak do chwili, gdy zobaczyła zdziwienie i strach w oczach kobiety. 
- Z tego co wiem, twoim darem nie jest telepatia - powiedziała, wstając i podchodząc do Jane. 
- Szare oczy - odpowiedział Kajusz, najwyraźniej już po konsultacji z Alecem. 
- W tym domu nie dział żaden dar, któremu działać nie pozwolę. - Kobieta wskazała dłonią drzwi, a do Jane przestały dochodzić odgłosy z reszty domu. - I to nie jedyna moja umiejętność. Jakim cudem to przełamałaś?
- Ja... - Jane nie wiedziała co powiedzieć. Nie była przygotowana na to, że ktoś mógłby odkryć co potrafi. Kobieta jednak pokręciła głową i uśmiechnęła się. Znowu była spokojna.
- Jednak mimo tego potrzebujesz mojej pomocy. Spokojnie, możesz to ukrywać, ale nie próbuj mnie okłamywać. Wolę, żebyś odmowę odpowiedzi, niż kłamstwo. Mam nadzieję, że się rozumiemy.
- Tak. Nie miałam zamiaru pani okłamywać, są jednak rzeczy o których mówić nie mogę - powiedziała Jane, dokładnie powtarzając to, co podyktował jej Marek.
- Chciałabym również, abyś to ty ze mną rozmawiała - stwierdziła spokojnie kobieta, a Jane kiwnęła głową.
- Przeproś ją - podpowiedział Marek, a kobieta spojrzała ostro na Jane.
- Czy tajemnicą jest, z jakimi osobami rozmawiasz? - zapytała, a Jane przez chwilę się nie odzywała. Marek i Kajusz również milczeli. Wręcz nienawidziła kiedy zostawiali jej takie decyzje.
- Chyba nie...
- Nikt nas nie słyszy, a tak jak nikt nie ma dostępu do mojego umysłu.
- Marek i Kajusz Volturi.
Kobieta gwałtownie się wyprostowała, a Jane instynktownie się cofnęła. Siła bijąca od kobiety nagle wzrosła.
- To oni cię tu przysłali? Trójca? Trzeba było zachować to dla siebie. Nigdy nie uwierzę, że Aro zgodził się, aby zwrócić się o pomoc do łowców.
W oczach kobiety Jane zobaczyła taką wściekłość, że w jednej chwili zdała sobie sprawę, że może nie wyjść z tego cało.
- Aro nic nie wie. Zapominał o wszystkim już po kilku sekundach. Marek i Kajusz... im udaje się o tym pamiętać, jeśli się zbytnio nie rozpraszają. Ja najczęściej pamiętam, ale również na mnie to oddziałuje. Tylko mój brat pamięta o tym doskonale przez cały czas.
Kobieta uważnie przyjrzała się Jane, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Dlaczego przyszłaś z tym do łowców? - zapytała kobieta. - Przecież jest wiele bardzo starych wampirów, które mogłyby wiedzieć nawet więcej niż my.
- Ja... przyjaciel mojej mamy był łowcą. I matka Thomasa. To po tym tropie tu dotarłam.
Kobieta wydawała się spokojna, tylko jej oczy zdradzały szok i zdenerwowanie.
- Jak nazywał się ten przyjaciel?
- Feliciano Ramirez. Przez jakiś czas był w czymś w rodzaju śpiączki, bo jakiś czas temu pojawił się w Volterze szukając nas. On nic nie pamiętał, ale dar Aro...
- Uwolnił jego wspomnienia - dokończyła kobieta. - Teraz rozumiem...
- Co pani rozumie? - zdziwiła się Jane.
- Naszym obowiązkiem jest ci pomóc - powiedziała, patrząc Jane w oczy. - Nikt się temu nie sprzeciwi, ale ty nie masz wiele czasu. Opowiedz mi wszystko, a ja dopilnuję, byś dostała wszystko czego potrzebujesz.
- Dziękuję.
Jane opowiedziała o Santiago, odpowiadała na pytania, czasem pomagali jej Marek i Kajusz, a kobieta nie sprzeciwiała się. W końcu wszystko na ten temat zostało powiedziane.
- Dlaczego nie rozmawiałaś ze swym bratem? - zapytała kobieta, kiedy Jane miała już wychodzić.
- On... on nie wie, że to potrafię.
- Ile lat mieliście w chwili przemiany?
- Dwanaście.
- A więc minęło ponad sto lat. Posłuchaj mnie, jesteś bardzo silna. Twoja rodzina zdobywała tę siłę przez całe pokolenia. To co ci powiem, może wydać ci się dziwne, ale nie powinnaś urodzić się w tej rodzinie. Musisz ćwiczyć i uważać, bo niektóre zdolności będą rozwijać się w tempie za szybkim dla twojego ciała i możliwości.
- Jak to?
- Wiem kim jesteś. Wiedziałam od samego początku, od kiedy twoi rodzice przyszli do mnie, oznajmiając, że są zaręczeni. Próbowałam ich od tego odwieść, zatrzymać zanim będzie za późno. Ale byli uparci. A kiedy twoja matka zginęła, a ojciec zaginął zajęła się wami wasza babcia. Też była uparta. Twierdziła, że nie powinnaś wychowywać się wśród łowców. No i zostałaś wampirzycą.
W głowie Jane huczało. Kim była ta kobieta? Znała jej rodziców, którzy od ponad stulecia byli martwi. I wiedziała kim jest Jane. A przynajmniej tak twierdziła... Jane coś nie pasowało. Jeszcze raz przeanalizowała słowa kobiety.
- Jak to zaginął? Moi rodzice nie zginęli razem?
Teraz to kobieta wydawała się zaskoczona.
- Przecież był u was. Podał wam panieńskie nazwisko waszej matki... nie pytaj, nie wiem czemu.
Wszystko zaczęło się układać. To wyjaśniało, dlaczego akurat ich zapamiętał... ale czemu nic nie powiedział? Czemu odszedł? I skąd ta kobieta tak dużo wiedziała?
- Kim jesteś? Skąd masz wiadomości o mojej rodzinie?
- Czy to nie oczywiste? Przecież byli łowcami...
- Przyszli do pani, zawiadamiając, że są zaręczeni. Dlaczego? - zapytała Jane, kiedy już się opanowała.
- Bo Feliciano to mój syn.
Przez chwilę Jane nie była w stanie się odezwać. Próbowała zebrać myśli. Kobieta wyglądała na starszą, ale na pewno nie na aż tak starą. Była człowiekiem - łowcą, a oni nie żyli aż tak długo. Dłużej niż zwykli ludzie, ale nie aż tak...
- Kiedy nie wróciliście z wycieczki twój wujek przyszedł do mnie. Szukałam was, a kiedy dowiedziałam się, że zostaliście zmienieni... zostawiłam. Miałam nadzieję, że to jednak nie ty, że jednak urodziłaś się gdzie indziej, a moje wnuki to zwykli ludzie... wampiry - poprawiła się, uśmiechając się delikatnie. - Ale dzisiaj bez najmniejszego problemu wykorzystałaś dar, którego nie masz, oraz przebiłaś się przez moją zaporę. A więc nie mam już wątpliwości.
Jane bardzo powoli analizowała słowa kobiety. Wszystko co mówiła miało sens, ale czy mogła jej wierzyć?
- Nie mogę ci udowodnić, że mówię prawdę - powiedziała kobieta. - Będę żyła jeszcze wiele lat, więc jeśli będziesz chciała, to mnie odwiedź. Ale prywatnie. Tymczasem musimy już kończyć. Skoro Aro nie wie o twoich odwiedzinach...
Kilka minut później Jane biegła przez las, cały czas odpychając Kajusza i Marka, którzy uparcie próbowali z nią rozmawiać. Musiała pomyśleć.
Z jednej strony kobieta była łowcą, to wszystko to mogła być pułapką. Jane doskonale pamiętała, jak szybko i sprawnie kobieta ukrywała uczucia i pokazywała to, co chciała. Z drugiej Jane i Alec mieli jej oczy. Feliciano też. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć? Byli do niego tak podobni...
- Jane! Dowiedziałaś się czegoś? - zapytał Marek, jak tylko udało mu się utrzymać połączenie.
- Niewiele, ale tamta łowczyni obiecała zebrać informacje i pomóc. 
- Kiedy?
- Nie wiem.
Jane przerwała połączenie. Wiedziała, że może sobie na to pozwolić, bo i tak nie byliby w stanie nic już zrobić. A musiała przygotować się na rozmowę z bratem. Tego nie miała zamiaru przed nim ukrywać.
W końcu dotarła w pobliże Volterry i już po chwili usłyszała Aleca. Pobiegła do niego.
- I co? Udało się? - zapytał, podchodząc do siostry.
- Chyba tak. Podobno mamy otrzymać pomoc. Ale...
- Co się stało? - Alec przytulił Jane, a ona wtuliła się w niego.
- Musimy porozmawiać - powiedziała tylko.


Dziękuję Unknown za komentarz. To naprawdę coś wspaniałego - mieć świadomość, że ktoś to jeszcze czyta. 

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 37 ALEC


Czy rozumiał coś z tego? Nie. I nie chodziło nawet o oczy Santiago, czy o to, że wszyscy zapominali. Chodziło o coś całkiem innego.
- Alec pamięta wszystko - powiedziała Jane otwierając drzwi do komnaty Marka. Weszła, jak do siebie i podeszła do biblioteczki. - Będzie nam łatwiej coś znaleźć.
- Alec? - Marek spojrzał na niego z ciekawością. - Więc co dokładnie pamiętasz?
- Santiago ma szare oczy, ale... - zaczął, jednak Mark mu przerwał.
- Nie powinieneś o tym pamiętać. Nie wiemy co to, ale nikt tego nie pamięta. Zwłaszcza tego szczegółu...
- Ja pamiętam - powiedział Alec, a Jane w tym momencie podała Markowi księgę. - Skoro znamy jakiś szczegół, może poszukajmy czegoś, panie.
Marek uważnie kartkował księgę, co chwila się przy czymś zatrzymując.
- Oczy - podpowiedziała dość niepewnie Jane, zerkając na Aleca. Marek kiwnął głową i szukał dalej.
Cała sytuacja wydawała się Alecowi irracjonalna.
- Prawdopodobnie nawet jeśli znajdziemy co to jest, to reszta i tak nie będzie miała o niczym pojęcia. I chyba to nawet lepiej - powiedział w końcu Marek i odłożył księgę. - Nic tam nie ma. Są co prawda zioła, których opary są w stanie doprowadzić do tego, że wampiry zapominają o jakichś ważnych szczegółach, czy wydarzeniach, ale nic co by tłumaczyło te oczy.
Chwilę później Alec i Jane wyszli. 
- Od kiedy nad tym pracujecie? - zapytał, kiedy weszli do jego komnaty.
- Wczoraj rano zauważyłam i... i poszłam do Trójcy. Aro tak szybko zapomniał, większość szybko zapominała. W końcu stwierdziliśmy, że musimy się zająć tym sami.
- Dlaczego nie powiedzieliście mi?
- Kajusz nalegał, żeby zacząć od Eleazara, Renaty i Feliksa. Obaj uparli się, że mówienia tobie to strata czasu.
- Dlaczego? - zapytał, a Jane zmieszała się, jakby nie spodziewała się tego pytania.
- Nie wiem. Ja... nie pytałam...
Alec spojrzał uważnie na siostrę. Wydawał się taka smutna. I trochę przestraszona.
- Powinnaś przyjść z tym do mnie. Pomógłbym ci.
- Wiem, ale byliśmy zajęci. Marek i Kajusz szukali czegoś w księgach, wypytywali Eleazara, czy nie wyczuł w pobliżu wampira z darem, a ja... Ja szukałam poza miastem. I musieliśmy uważać, żeby Santiago się nie zorientował. Posłuchaj, naprawdę chciałam ci o wszystkim opowiedzieć...
Przytulił ją. Nie do końca wierzył siostrze, ale nie miał zamiaru jej tego pokazywać. Nie kiedy go potrzebowała. Bo akurat w to nie wątpił.
- Dziękuję. Musimy się dowiedzieć co się dzieje. I teraz, kiedy wiesz o wszystkim, to... wiem, że się uda. Musi.
- Czego dokładnie szukałaś poza miastem? Może mógłbym jakoś pomóc.
- Ja... pomyślałam, że może... - Jane wyglądała na zmieszaną. - Pomyślałam, że może łowcy mogliby coś wiedzieć. Chciałam dowiedzieć się, gdzie przeniósł się Amerigo...
- Sądzisz, że jego żona rozmawiałaby z tobą? - zapytał Alec. Nie wierzył w to i nie sądził, że Jane powinna robić coś tak niebezpiecznego, zwłaszcza sama.
- Amerigo mógłby ją przekonać... chyba.
- Chyba? Jane, ona cię zaatakuje, jeśli użyjesz daru, Amerigo cię znienawidzi i nic nie zdziałasz, jeśli nie użyjesz, zginiesz zanim powiesz choć słowo.
- Nie jestem głupia! - warknęła Jane. - Ulver się do nich przyłączyli.
- Wilkołaki?
- Zostali prawie sami zmiennokształtni. Między innymi Ana. Jestem pewna, że nasze hasło ciągle jest aktualne, oraz, że zostało przekazane łowcom.
- Więc uważasz, że masz szansę?
- A masz lepszy pomysł? Amerigo z żoną wyniósł się niedługo po śmierci Thomasa. Przyjadą dopiero na rocznicę, czyli za pół roku. Wolałam nie ryzykować spotkania z innymi łowcami, ale jeśli nie dowiem się, gdzie teraz są... będę musiała spróbować.
- Jak ich szukałaś?
- Zostawili służbę. Przed wyjazdem każdemu znaleźli pracę u swoich znajomych, większości całkiem niedaleko, ale dwie osoby wyjechały za nimi. Nawet nam droga w jedną stronę zajmie pół nocy.
- Czy Athendora wie o wszystkim? - zapytał Alec wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Udało jej się pamiętać przez trzy godziny, ale Kajusz nie chciał jej w to mieszać. O czym myślisz?
- Mogłaby pójść na polowanie. Wiem, że ani ona, ani Sulpicia nie wychodzą, ale jeśli się uprze, to jej nie odmówią.
- Kajusz nie zgodzi się, żeby tak zaryzykować.
- Ależ ona wcale nie będzie ryzykować. Pójdziemy większą grupą. Athendora każe nam ruszyć przodem i rozeznać teren. Wyjdziemy kilka godzin przed zmierzchem, żeby wrócić rano.
- Nawet gdyby się zgodziła, jeśli zapomni, to będzie źle.
- Najpierw spróbujmy ją przekonać, jeśli Marek i Kajusz pójdą z nią, będą mogli jej przypominać.
- Zapytać nie zaszkodzi.
Chwilę później wyszli z komnaty Aleca. Spokojnie przeszli do skrzydła trójcy.
Kiedy Jane przedstawiła Kajuszowi i Markowi pomysł Aleca, nie spotkał się on z pozytywnym przyjęciem. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Jane, Kajusz i Marek wyglądali, jakby toczyli bitwę na spojrzenia. Alec miał wrażenie, że nie zauważył jakiejś kłótni.
- To niebezpieczne. Athendora nie ma żadnego daru - powiedział w końcu Kajusz.
- Będzie z nią Renata, Demetri, Eleazar i kogo jeszcze sobie wybierze. Oraz my pójdziemy - powiedział Marek a Alec prawie się uśmiechnął. Kajusz miewał inne zdanie, ale nie sprzeciwiał się bratu. Zwłaszcza w trudnych decyzjach.
- Athendora musi sama się zgodzić. A ja nie będę jej przekonywał. - Kajusz, zgodnie z przewidywaniami Aleca, nie sprzeciwi się.
- Ani odwodził - dodał Marek
- Zgoda. Powinna być w naszej komnacie. Chodźmy.
Alecowi prawie zrobiło się żal Kajusza. Nie dziwił się, że nie chciał ryzykować życiem własnej żony, ale nie mieli wyboru. Santiago nie mógł nic podejrzewać. Co prawda wyjście Athendory nie było normalne, ale czasami, po większej kłótni z Kajuszem żądała czegoś niezwykłego z ramach przeprosin. Wspólne polowanie pasowało idealnie.
Athendora miała na sobie zieloną suknię, czarne włosy związała na karku. Z uśmiechem spojrzała na męża i towarzyszące mu wampiry.
- Spędzaliście tyle czasu w komnacie Marka, że zaczęłam się zastanawiać, kiedy poprosicie mnie o pomoc.
Kajusz skrzywił się, a Athendora zaśmiała się.
- Owszem, potrzebujemy twojej pomocy - powiedział Marek i opowiedział o Santiago.
- Opowiadaliście mi już o nim. Zapomniałam tak jak wszyscy inni - powiedziała Athendora spokojnie. - Domyślam się, że nadal nie wiecie, co to powoduje. Macie jakiś trop, ale poza Volterrą. Potrzebujecie czasu, ale nie możecie po prostu powiedzieć Aro, że nie będzie was dzień, czy dwa, ponieważ nie chcecie zwracać uwagi Santiago. Jeśli ktoś mu to zrobił, to na pewno jest niebezpieczny. A więc potrzebujecie kobiety, której wspomnień Aro nie ma prawa przejrzeć, aby nie wzbudzić podejrzeń.
- Chcemy, byś udała się na polowanie. Rzecz jasna z eskortą. Jane i Alec w tym czasie pobiegną dowiedzieć się, gdzie aktualnie przebywają łowcy, którzy mogą być w posiadaniu informacji o takim wampirze.
- Bądź wilkołaku. Nie zapominajmy, że nie bez powodu są naszymi wrogami. Po przemianie u nich także pojawiają się dary.
- Aktywne w czasie pełni, związane z żywiołami - powiedział Marek, najwyraźniej wykluczając taką możliwość.
- Nie zawsze. Wilkołaki z urodzenia, te w pełni śmiertelne, posiadają również inne dary, działające każdej nocy. Jeśli są ze starego rodu, czasem ich dary działają również w dzień.
- Nie wiedziałem, że wiesz tyle o wilkołakach - powiedział Marek, najwyraźniej nie do końca przekonany o prawdziwości tych informacji.
- Jestem od was starsza, teraz spędzam całe dnie w tym skrzydle, ale kiedyś sama o siebie dbałam. Ciężkie czasy skutkują sojuszami zaciekłych wrogów. Dowiedziałam się wiele o wilkołakach i przysięgłam nie zdradzać tego, jeśli nie będzie uzasadnionego podejrzenia, że zagrażają mi i mojej rodzinie.
- Teraz jest takie podejrzenie?
- Tak. Wilkołak, który przez lata ze mną współpracował, w czasie pełni był w stanie wprowadzać ludzi, wampiry i wilkołaki w taki właśnie stan. Odwracać ich uwagę od jakiegoś szczegółu. Jego potomek byłby w stanie kontrolować to nawet w ciągu dnia.
- Skąd ta pewność? I dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?
- Bo jego córka była człowiekiem. Została poczęta przed jego przemianą. Nie została przemieniona, chciała pozostać człowiekiem. Temudżyn się zgodził, zresztą, miał na głowie wojnę i córka - człowiek była znacznie bezpieczniejsza, niż gdyby została przemieniona. Jego władca nie pozwoliłby jej się ukrywać. Zostałaby przeszkolona i walczyłaby. Jednak sprawdziłam prawdopodobieństwo rozwinięcia się daru do dzisiaj. Gdyby dziecko, albo wnuk Yesugen został zmieniony, to teraz dar byłby odpowiednio silny.
- Równie dobrze taki dar mógłby mieć wampir.
- Nie. Dary się nie powtarzają. U wilkołaków rozwijają się z pokolenia na pokolenia, dlatego żaden wampir nie dostałby takiego...
Athendora nagle przerwała i otworzyła szufladę biurka. Wyciągnęła zapisane kartki i uważnie przejrzała. Przez kilka minut ignorowała pytania Marka i Kajusza, a następnie oderwała wzrok od notatek i spojrzała na nich.
- Opowiedzcie mi co się stało.
Marek kiwnął głową i ponownie opowiedział o Santiago.
- Jeśli żadne z dzieci Yesugen nie zostało wilkołakiem istnieje szansa, że Temudżyn, umierając, nie mógł zapewnić jej ochrony sfory. Wysłałby wtedy ją za mną, ponieważ byłam mu winna przysługę. Byłam jednak pewna, że syn Yesugen został zmieniony, gdy tylko wszedł w dorosłość. - Athendora po kolei spoglądała w oczy każdego z nich. - Musicie mi przysiąc, ze to nie opuści tego pokoju. Jeśli to zrobicie, to dar, który mnie zobowiązał, uniemożliwi Aro odkrycie tego.
- Przysięgam - powiedziała Jane, a po chwili powtórzył Alec. Marek i Kajusz również przysięgli.
- To chroni tylko przed wymuszeniem tej tajemnicy. Z własnej woli możecie powiedzieć o tym każdemu. Rano wyrażę chęć wybrania się na polowanie. Pójdę ja, mój mąż, Renata i Feliks. Oraz oczywiście wy - dodała, uśmiechając się do Jane i Aleca. - Demetri, Eleazar i ty, Marku, musicie zostać z Aro i Santiago. Eleazar niech uważnie obserwuje i daje wam znać o każdym darze, jaki wyczuje. Dodatkowo Alec musi zostać z nami. Do łowców Jane pójdzie sama. Jeśli zostaniemy zaatakowani przez sforę nie poradzimy sobie bez daru Aleca. A poza tym Jane zna zmiennokształtną, z której sforą zawarliśmy pakt.
- Nie zostawię Jane - powiedział Alec.
- Nie dziwię ci się, ale sama będzie bezpieczniejsza. Jeśli chcesz rozmawiać z łowcami najlepiej iść samemu. My idziemy do nich, muszą czuć się silniejsi.
- Ale nie wiem, czy od razu znajdę łowców. Nawiązuję tylko kontakt ze służbą.
- Sama w to nie wierzysz. Tej nocy albo znajdziesz łowców, albo stracisz swoją szansę.
Wychodząc z komnaty zarówno Alec, jak i Jane nie byli w dobrych nastrojach.
- Ma rację. Muszę iść sama - powiedziała Jane, gdy zamknęła drzwi do swojej komnaty.
- Wiem o tym, ale to nie sprawia, że czuję się lepiej. Jesteś moją siostrą, powinienem być przy tobie.
Jane przytuliła się do Aleca.
- Też wolałabym, żebyś poszedł ze mną, ale nie możemy ryzykować. Athendora... no cóż, nie mogę się z nią nie zgodzić.


Wróciłam. Dokończę tę historię, jednak nie obiecuję, że rozdziały będą pojawiały się często, czy w równych odstępach czasu. Ale będą. Obiecuję. 

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 36 ALEC

Hej! Wróciłam z nową porcją weny i milionem pomysłów. Jedynym problemem jest brak komputera, który jakieś dwa miesiące temu postanowił przestać działać. Tak więc rozdziały nie będą pojawiały się tak często, jakbym chciała.

Rozdział 36

Jane znowu nie było w pokoju. Nie zdziwiło go to zbytnio. Ostatnio pokochała las i spędzała tam chyba każdą wolną chwilę. Jednak teraz był to niewielki problem. Trójca chciała ich widzieć. Miało to związek z tym co Aro zobaczył we wspomnieniach Aleca. Najdziwniejsze w tym wszzystkim było to, że gdy to oglądał, obaj musieli naprawdę bardzo skupić się na tym wspomnieniu, by Aro zdołał dostrzec szare oczy. Postanowili wezwać Santiago, jednak dla bezpieczeństwa uznali, że będzie lepiej, jeśli pojawi się Jane. Ale ona, rzecz jasna, musiała zniknąć. Westchnął i pobiegł do lasu. Nie był wybitnym tropicielem, jednak bez trudu odnalazł trop siostry. Znalazł ją tym szybciej, że ona zmierzała w kierunku zamku.
- Coś się stało? - zapytała, gdy tylko go zobaczyła, a Alec uważnie się jej przyjrzał. Pierwszy raz od miesięcy widział ją biegnącą z lasu. Do, to i owszem, ale nigdy z. I to pytanie. Ona wiedziała, że coś się stało.
- Chyba tak, ale lepiej będzie jak wyjaśnię ci to wszystko... gdzie indziej. - Skoro Jane nie chciała mu powiedzieć, on nie będzie naciskał. Miała prawo mieć sekrety, którymi nie chciała dzielić się nawet z bratem.
Biegiem ruszyli do sali tronowej. Jene nawet nie spojrzała na brata przez całą drogę. Wprawdzie było to tylko kilka sekund, ale on czuł się dziwnie.
- Jane, czy widziałaś ostatnio Santiago? - zapytał Aro, kiedy tylko weszli. Jane ukłoniła się, po czym zmarszyczyła brwi.
- Santiago, panie? Wczoraj rano przyszedł do mnie pożyczyć książkę. Czy coś z nim się stało?
- Czy coś cię w nim zdziwiło?
- Nie... - nagle Jane przerwała. Zmarszczyła brwi i spojrzała na Aro, potem na Kajusza, na końcu przez chwilę zatrzymała wzrok na Marku. - Tak. Nie wiem jakim cudem mogło mi to wylecieć z głowy. Nie mam pojęcia dlaczego, zachowywał się całkiem noramlnie, ale coś mi nie pasowało w jego twarzy.
- Ma szare oczy - powiedział w końcu Aro uważnie patrząc na Jane.
- Niemożliwe. Zauważyłabym...
- No właśnie nikt nie zauważył. Tylko Alec. - Gdyby nie to, że słowa te wypowiedział Marek, Alec mógłby przysiąc, że usłyszał w tym tonie naganę. Jednak Marek mówił tylko takim tonem.
Aro westchnął i rozkazał przyprowadzić Santiago.
Jane patrzyła przed siebie. Szli powoli i Alec zaczynał czuć się niezręcznie. Miał wrażenie, że Jane się na niego obraziła.
Kiedy zapukali do drzwi, Santiago otworzył niemal natychmiast.
- Tak?
- Aro, Kajusz i Marek chcą cię widzieć - powiedziała spokojnie Jane, uśmiechając się delikatnie. Gdyby nie był świadkiem, jak kilka chwil wcześniej Aro wyjaśnia jej wszytko co wiedzieli, stwierdziłby, że nie ma o niczym pojęcia.
- A więc coś się szykuje? To dobrze, zaczynałem się już nudzić.
Santiago ruszył przodem, nie czekając na nikogo. Alec poszedł za nim, a Jane nie ruszyła się z miejsca.
- Jane, idziesz? - zapytał, a zamiast odpowiedzi otrzymał uśmiech. Jane podbiegła do niego i szli ramię w ramię. Widział, że coś jest nie w porządku, miał ochotę zapytać co się dzieje, ale odpuścił. Mieli coś do zrobienia, prywatne rozmowy musiały poczekać.
Alec miał wrażenie, że nie zbliżają się do celu. Wprawdzie szli powoli, jednak nie przypominał sobie, by przejście od pokoju Santiago do sali tronowej, kiedykolwiek zajmowało tyle czasu. Zerknął na Jane, jednak nie wyglądało, że coś zauważyła.
Kiedy w końcu doszli na miejsce, Alec przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć dlaczego mieli przyprowadzić Santiago. To było coś bardzo dziwnego, wampir nie powinien zapominać o czymkolwiek, a zwłaszcza o takich rzeczach. A on zapomniał. Tylko na chwilę, ale jednak...
- A więc, czemu mnie wezwaliście? - zapytał spokojnie Santiago, po czym się ukłonił. Aro spojrzał na niego zdziwiony.
- Tak, chodziło nam o... - Aro przerwał i spojrzał na braci. Alec nie mógł w to uwierzyć. Zapomnieli. Co to była za magia?
- Panie, chodziło o... - zaczął mówić, ale Jane mu przerwała.
- O polowanie. Zmianę grup. Santiago ma odtąd polować z Alecem, bo Eleazar woli wybierać się poza miasto. Twierdzi, że tu nie ma szans znaleźć kogoś z interesującym darem. A nikt inny nie chciał się zamienić.
Alec spojrzał ze złością na siostrę, ale ona nie zwróciła na to uwagi.
- I po to mnie wzywaliście? Nie trzeba było się kłopotać. Dla mnie nie ma żadnego problemu. - Santiago zaśmiał się, po czym ukłonił i odszedł. Chwilę później Jane zrobiła to samo, dając bratu znak, żeby poszedł za nią.
- Dlaczego to powiedziałaś? - zapytał Alec, jak tylko wyszli. - Z nim jest coś...
- Lepiej chodźmy na spacer.
Alec spojrzał na siostrę. Wyglądała na przestraszoną. Natychmiast się uspokoił i ją przytulił.
- Chodźmy.
Rzecz jasna poszli do lasu. Jane nie odzywała się ani słowem przez dobre pół godziny.
- Dlaczego? - zapytał w końcu Alec.
- Znowu by zapomnieli. Ja zauważyłam to już kilka dni temu i... nie wiem jak to wyjaśnić. Strasznie naciskało, abym zapomniała. Teraz też tak było. Żeby pamiętać muszę cały czas o tym myśleć. A to nie jest łatwe. Nie wiem dlaczego, ale tylko my o tym pamiętamy. I jeśli coś wiem, to, że Santiago nie może się zorientować.
- A więc, co robimy?
- Udajemy, że wszystko jest w porządku, ale mamy go na oku. Dlatego załatwiłam przeniesienie go do twojej grupy na polowaniu. Ja postaram się zaglądać do niego w zamku.
- Nikogo nie wpuszcza do siebie.
- Przyszedł do mnie po książkę. Raczej nie spodziewa, że coś wiem. Może poproszę go, żeby nauczył mnie łaciny i greki. Z łaciną idzie mi nie najgorzej, ale wielu słów i zwrotów nadal nie rozumiem.
- A jeśli cię zaatakuje?
- Siła mojego daru wystarczy, żeby go zatrzymać choć na chwilę. Więc zdążę uciec.
- Jane... a może lepiej ja będę go obserwował, a ty pożyczysz od Marka tamtą dziwną księgę... wiesz o którą mi chodzi... i poszukasz czegoś. Ostatnio zbyt wiele razy się narażałaś.
- W tym wypadku przeglądanie tej księgi może być bardziej niebezpieczne. Santiago mógłby się zorientować, że czegoś o nim szukam. Poza tym ona jest napisana, w większości, po grece. Kilka urywków po łacinie, ale ostatnio nawet ich nie rozumiałam. To też powód, dla którego wpadłam na ten pomysł z nauką.
- Jesteś pewna? - Alec nie był przekonany. Ryzyko, na które chciała się rzucić jego siostra, było zbyt duże. To, co stało się z Santiago... za bardzo przypominało opętanie Felixa. Tylko Santiago zachowywał się całkiem normalnie. No, prawie.
- Wiem, że to niebezpieczne, ale nie możemy ryzykować.
- Dobrze - powiedział w końcu zrezygnowany Alec. Musiał jej zaufać. Była silna, wiedział, że sobie poradzi. Ale on, jako jej brat, po prostu musiał ją chronić. - Ale warto by przejrzeć księgę. Może tam być coś... na ten temat.
- Pod warunkiem, że użyto na nim daru bardzo starego wampira. Tam Aro jest wspomniany w ostatnim fragmencie. I to jako nowonarodzony! A, z tego co wiem, księga była pisana przez setki lat.
- Eleazar przeczytał ją i mówił mi, że nie zostały tam opisane tylko dary, ale też substancje oddziałujące, w jakikolwiek sposób, na wampiry. Nie było tego dużo, ale jednak. Poza tym... - Alec zawahał się. Eleazar powiedział mu to w tajemnicy. Obaj szukali wyjaśnienia utraty przytomności Jane. Wprawdzie ogólnie przyjęto wersję, że to z rozpaczy, bowiem myślała wówczas, że jej brat nie żyje. Ale Aleca i Eleazara to nie do końca przekonywało. Była to jednak najbardziej prawdopodobna wersja. Przynajmniej od kiedy upewniono się, że to nie jakiś dar. Ale to była jego siostra. Osoba, której ufał bardziej niż komukolwiek. - Eleazar mówił, że księga nie powinna mieć takiej formy. Po pierwsze język, po drugie styl. Wydawało się mu, że księga nie jest oryginalna. Że została nie tylko przepisana, ale również skrócona i przetworzona. Tak jakby ktoś ją przeczytał, a potem zapisał to, co zapamiętał.
- Jak to? - Alec zobaczył zdziwienie na twarzy siostry.
- Pojawiały się... odnośniki, do roślin, istot, wampirów, które miały zostać potem... rozwinięte, ale nie były. Gdyby pojawiło się to raz, czy dwa, Eleazar stwierdziłby, że nie było więcej informacji, albo dana cecha była jedyną ciekawą, ale...
- Czyli nie znajdziemy tam nic przydatnego?
- Tego nie powiedziałem. W końcu zaproponowałem, żeby się z nią zapoznać. Tam jest naprawdę wiele przydatnych informacji.
Alec uważnie przyglądał się siostrze, która najwyraźniej się zamyśliła. Może próbowała sobie coś przypomnieć, a może zastanawiała się, czy coś wyznać. Tego Alec nie wiedział, ale czuł, że musi dać jej choć chwilę czasu. W końcu spojrzała na niego.
- Tak naprawdę nie tylko my dwoje wiemy o Santiago. Marek i... - Jane zawahała się przez chwilę. - Kajusz. Im jeszcze trudniej niż nam jest nie zapomnieć. Właściwie Kajuszowi Marek ciągle musi powtarzać. Ale cały czas pamiętają, że coś jest nie tak z Santiago.
- Ale wtedy, przy Aro...
- Nie wiemy dlaczego, ale Aro... on zapomina jeszcze szybciej niż ktokolwiek inny. Próbowaliśmy powiedzieć o tym praktycznie wszystkim. Zapominali... no cóż, najpóźniej po kilku minutach. A teraz, kiedy z nim szliśmy... tak strasznie mnie rozpraszało. Przez kilka sekund nie wiedziałam, dlaczego go prowadzimy.
- Ja nie miałem takiego problemu - przyznał Alec. Nie rozumiał, dlaczego jest aż tak odporny.
- Czy... czy pamiętasz jakiego koloru były jego oczy? - zapytała nagle Jane.
- Szare. Były szare.
Jane uśmiechnęła się.
- Nie jestem pewna, czy Marek i Kajusz pamiętają. Przez to, że zaczęłam myśleć o tej księdze, wydawało mi się, że były normalne.
- Wiec dlaczego zapytałaś o kolor? - zapytał Alec, zastanawiając się, co jeszcze ukrywa Jane.
- Bo na wspomnienie Santiago, pierwsze co mi przyszło na myśl, to oczy. Zdecydowanie zbyt normalne. Posłuchaj, musimy iść do Marka. On ma księgę i jest w stanie ją przeczytać. Sądzę, że chciał to zrobić, ale...
- Mógł zapomnieć - dokończył Alec. Dopiero zaczęło do niego docierać, jak groźna mogła być ta sytuacja.




Obiecałam rozdział w czerwcu, więc jest. Wiem, że dość późno ale niestety wcześniej się nie dało. Nie wiem, kiedy będzie następny, ale możliwe, że już w weekend, bo mam mnóstwo pomysłów na tę przygodę :)

czwartek, 12 lutego 2015

Zawieszam

Hej!
Zawieszam bloga do kwietnia. W tym roku piszę egzaminy gimnazjalne i mam bierzmowanie (a w kompendium prawie sześćset pytań). Zależy mi na dobrych ocenach i dobrym wyniku oraz o przystąpieniu do sakramentu bierzmowania, a więc zawieszam bloga. Po prostu nie mam czasu pisać. Ale jak wrócę rozdziały powinny pojawiać się bardziej regularnie :)