czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 38

Aro nie sprzeciwiał się. Athendora miewała dziwne nastroje, zwłaszcza po kłótniach z mężem, a próby odwiedzenia jej od swoich pomysłów nigdy nie kończyły się dobrze. Jane doskonale wiedziała, że tak będzie. Niezadowolony był tylko Kajusz. I tym razem nikt mu się nie dziwił. 
Dzień minął i zbliżała się pora wyjścia. 
- Jane? - Alec wszedł do jej pokoju, a dziewczyna uśmiechnęła się, starając się wyglądać na spokojną, ale chyba nie za bardzo jej to wychodziło. - Uda ci się. 
- Musi. Ale nie po to przyszedłeś. Wychodzimy?
Alec kiwnął głową, a Jane włożyła płaszcz i skierowała się do wyjścia. Athendora kategorycznie odmówiła przechodzenia standardowej odprawy oraz czekania na eskortę, więc kiedy tylko dała znak trzeba było ruszać. 
- Idziecie przodem, macie pilnować, żeby nie zakręcił się to nam jakiś wampir - powiedział ostro Kajusz, a rodzeństwo ukłoniło się i odbiegło. Kiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem Renaty i Feliksa, Jane uśmiechnęła się do brata i odbiegła na północ. 
Dziewczyna po kilku godzinach stała przed pokaźnym domem, w którym miała spotkać ostatnich służących Ameriga. W głowie ciągle dudniły jej rady od Kajusza i Marka, którymi była zasypywana przez prawie całą drogę. Dopiero kiedy była już blisko dali jej spokój. 
Jane zapukała do drzwi i po chwili otworzył jej postawny mężczyzna.
- Witam - zaczęła Jane. - Szukam...
- Tak, tak. Wiemy. Zapraszam, ale ostrzegam: jeśli twoje zachowanie wzbudzi nasze podejrzenia zabijemy cię. 
Jane kiwnęła głową. Najwyraźniej znalazła łowców. 
Mężczyzna zaprowadził ją do dużego gabinetu w którym zobaczyła drobną kobietę. 
- Przyszłaś sama? 
- Tak. Ja potrzebuję waszej pomocy - powiedziała Jane.
- Od stuleci żaden wampir nie zwracał się do nas o pomoc. To musi być wyjątkowa sytuacja. - Kobieta uśmiechnęła się do Jane. - Już samą dociekliwością mnie zaciekawiłaś. Dlatego cię wysłucham, ale nie gwarantuję, że pomogę.
Kobieta wydawała się delikatna, ale Jane czuła bijącą od niej siłę. 
- Pewnie już wiesz, że przybywam z Volterry - zaczęła Jane i usłyszała gwałtownie wciągnięte powietrze zza drzwi, kobieta jednak kiwnęła tylko głową. - Jeden z strażników, Santiago, on... coś się w nim zmieniło... - Jane spróbowała oczyścić umysł, przypomnieć sobie, ale nie była w stanie. - Kłopot w tym, że ja, tak jak praktycznie każdy, zapominam. Potrzebuję chwili...
Wiedziała, że to nie powinno na nią działać. Spędziła całe noce próbując to zablokować, ale wszystko przynosiło wręcz odwrotny skutek. Z każdą próbą trudniej było jej zapamiętać. 
- To musi być coś niezwykłego, skoro wampir zapomina - powiedziała kobieta, najwyraźniej coraz bardziej zaciekawiona. 
- Kajusz! Santiago, co z nim? - Jane przebiła się telepatycznie do mężczyzny. Było to dziwnie trudne, ale uznała, że to wina odległości. A przynajmniej myślała tak do chwili, gdy zobaczyła zdziwienie i strach w oczach kobiety. 
- Z tego co wiem, twoim darem nie jest telepatia - powiedziała, wstając i podchodząc do Jane. 
- Szare oczy - odpowiedział Kajusz, najwyraźniej już po konsultacji z Alecem. 
- W tym domu nie dział żaden dar, któremu działać nie pozwolę. - Kobieta wskazała dłonią drzwi, a do Jane przestały dochodzić odgłosy z reszty domu. - I to nie jedyna moja umiejętność. Jakim cudem to przełamałaś?
- Ja... - Jane nie wiedziała co powiedzieć. Nie była przygotowana na to, że ktoś mógłby odkryć co potrafi. Kobieta jednak pokręciła głową i uśmiechnęła się. Znowu była spokojna.
- Jednak mimo tego potrzebujesz mojej pomocy. Spokojnie, możesz to ukrywać, ale nie próbuj mnie okłamywać. Wolę, żebyś odmowę odpowiedzi, niż kłamstwo. Mam nadzieję, że się rozumiemy.
- Tak. Nie miałam zamiaru pani okłamywać, są jednak rzeczy o których mówić nie mogę - powiedziała Jane, dokładnie powtarzając to, co podyktował jej Marek.
- Chciałabym również, abyś to ty ze mną rozmawiała - stwierdziła spokojnie kobieta, a Jane kiwnęła głową.
- Przeproś ją - podpowiedział Marek, a kobieta spojrzała ostro na Jane.
- Czy tajemnicą jest, z jakimi osobami rozmawiasz? - zapytała, a Jane przez chwilę się nie odzywała. Marek i Kajusz również milczeli. Wręcz nienawidziła kiedy zostawiali jej takie decyzje.
- Chyba nie...
- Nikt nas nie słyszy, a tak jak nikt nie ma dostępu do mojego umysłu.
- Marek i Kajusz Volturi.
Kobieta gwałtownie się wyprostowała, a Jane instynktownie się cofnęła. Siła bijąca od kobiety nagle wzrosła.
- To oni cię tu przysłali? Trójca? Trzeba było zachować to dla siebie. Nigdy nie uwierzę, że Aro zgodził się, aby zwrócić się o pomoc do łowców.
W oczach kobiety Jane zobaczyła taką wściekłość, że w jednej chwili zdała sobie sprawę, że może nie wyjść z tego cało.
- Aro nic nie wie. Zapominał o wszystkim już po kilku sekundach. Marek i Kajusz... im udaje się o tym pamiętać, jeśli się zbytnio nie rozpraszają. Ja najczęściej pamiętam, ale również na mnie to oddziałuje. Tylko mój brat pamięta o tym doskonale przez cały czas.
Kobieta uważnie przyjrzała się Jane, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Dlaczego przyszłaś z tym do łowców? - zapytała kobieta. - Przecież jest wiele bardzo starych wampirów, które mogłyby wiedzieć nawet więcej niż my.
- Ja... przyjaciel mojej mamy był łowcą. I matka Thomasa. To po tym tropie tu dotarłam.
Kobieta wydawała się spokojna, tylko jej oczy zdradzały szok i zdenerwowanie.
- Jak nazywał się ten przyjaciel?
- Feliciano Ramirez. Przez jakiś czas był w czymś w rodzaju śpiączki, bo jakiś czas temu pojawił się w Volterze szukając nas. On nic nie pamiętał, ale dar Aro...
- Uwolnił jego wspomnienia - dokończyła kobieta. - Teraz rozumiem...
- Co pani rozumie? - zdziwiła się Jane.
- Naszym obowiązkiem jest ci pomóc - powiedziała, patrząc Jane w oczy. - Nikt się temu nie sprzeciwi, ale ty nie masz wiele czasu. Opowiedz mi wszystko, a ja dopilnuję, byś dostała wszystko czego potrzebujesz.
- Dziękuję.
Jane opowiedziała o Santiago, odpowiadała na pytania, czasem pomagali jej Marek i Kajusz, a kobieta nie sprzeciwiała się. W końcu wszystko na ten temat zostało powiedziane.
- Dlaczego nie rozmawiałaś ze swym bratem? - zapytała kobieta, kiedy Jane miała już wychodzić.
- On... on nie wie, że to potrafię.
- Ile lat mieliście w chwili przemiany?
- Dwanaście.
- A więc minęło ponad sto lat. Posłuchaj mnie, jesteś bardzo silna. Twoja rodzina zdobywała tę siłę przez całe pokolenia. To co ci powiem, może wydać ci się dziwne, ale nie powinnaś urodzić się w tej rodzinie. Musisz ćwiczyć i uważać, bo niektóre zdolności będą rozwijać się w tempie za szybkim dla twojego ciała i możliwości.
- Jak to?
- Wiem kim jesteś. Wiedziałam od samego początku, od kiedy twoi rodzice przyszli do mnie, oznajmiając, że są zaręczeni. Próbowałam ich od tego odwieść, zatrzymać zanim będzie za późno. Ale byli uparci. A kiedy twoja matka zginęła, a ojciec zaginął zajęła się wami wasza babcia. Też była uparta. Twierdziła, że nie powinnaś wychowywać się wśród łowców. No i zostałaś wampirzycą.
W głowie Jane huczało. Kim była ta kobieta? Znała jej rodziców, którzy od ponad stulecia byli martwi. I wiedziała kim jest Jane. A przynajmniej tak twierdziła... Jane coś nie pasowało. Jeszcze raz przeanalizowała słowa kobiety.
- Jak to zaginął? Moi rodzice nie zginęli razem?
Teraz to kobieta wydawała się zaskoczona.
- Przecież był u was. Podał wam panieńskie nazwisko waszej matki... nie pytaj, nie wiem czemu.
Wszystko zaczęło się układać. To wyjaśniało, dlaczego akurat ich zapamiętał... ale czemu nic nie powiedział? Czemu odszedł? I skąd ta kobieta tak dużo wiedziała?
- Kim jesteś? Skąd masz wiadomości o mojej rodzinie?
- Czy to nie oczywiste? Przecież byli łowcami...
- Przyszli do pani, zawiadamiając, że są zaręczeni. Dlaczego? - zapytała Jane, kiedy już się opanowała.
- Bo Feliciano to mój syn.
Przez chwilę Jane nie była w stanie się odezwać. Próbowała zebrać myśli. Kobieta wyglądała na starszą, ale na pewno nie na aż tak starą. Była człowiekiem - łowcą, a oni nie żyli aż tak długo. Dłużej niż zwykli ludzie, ale nie aż tak...
- Kiedy nie wróciliście z wycieczki twój wujek przyszedł do mnie. Szukałam was, a kiedy dowiedziałam się, że zostaliście zmienieni... zostawiłam. Miałam nadzieję, że to jednak nie ty, że jednak urodziłaś się gdzie indziej, a moje wnuki to zwykli ludzie... wampiry - poprawiła się, uśmiechając się delikatnie. - Ale dzisiaj bez najmniejszego problemu wykorzystałaś dar, którego nie masz, oraz przebiłaś się przez moją zaporę. A więc nie mam już wątpliwości.
Jane bardzo powoli analizowała słowa kobiety. Wszystko co mówiła miało sens, ale czy mogła jej wierzyć?
- Nie mogę ci udowodnić, że mówię prawdę - powiedziała kobieta. - Będę żyła jeszcze wiele lat, więc jeśli będziesz chciała, to mnie odwiedź. Ale prywatnie. Tymczasem musimy już kończyć. Skoro Aro nie wie o twoich odwiedzinach...
Kilka minut później Jane biegła przez las, cały czas odpychając Kajusza i Marka, którzy uparcie próbowali z nią rozmawiać. Musiała pomyśleć.
Z jednej strony kobieta była łowcą, to wszystko to mogła być pułapką. Jane doskonale pamiętała, jak szybko i sprawnie kobieta ukrywała uczucia i pokazywała to, co chciała. Z drugiej Jane i Alec mieli jej oczy. Feliciano też. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć? Byli do niego tak podobni...
- Jane! Dowiedziałaś się czegoś? - zapytał Marek, jak tylko udało mu się utrzymać połączenie.
- Niewiele, ale tamta łowczyni obiecała zebrać informacje i pomóc. 
- Kiedy?
- Nie wiem.
Jane przerwała połączenie. Wiedziała, że może sobie na to pozwolić, bo i tak nie byliby w stanie nic już zrobić. A musiała przygotować się na rozmowę z bratem. Tego nie miała zamiaru przed nim ukrywać.
W końcu dotarła w pobliże Volterry i już po chwili usłyszała Aleca. Pobiegła do niego.
- I co? Udało się? - zapytał, podchodząc do siostry.
- Chyba tak. Podobno mamy otrzymać pomoc. Ale...
- Co się stało? - Alec przytulił Jane, a ona wtuliła się w niego.
- Musimy porozmawiać - powiedziała tylko.


Dziękuję Unknown za komentarz. To naprawdę coś wspaniałego - mieć świadomość, że ktoś to jeszcze czyta. 

1 komentarz:

  1. Świetne opowiadanie ❤❤❤ z niecierpliwością czekam na następny ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń