wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 33

Alec przytulił siostrę przeklinając w duch na tego Ramireza. Ledwo Jane jako tako oswoiła się ze śmiercią Thomasa (to znaczy nie zaczynała płakać na widok każdego kto go choć odrobinę przypominał), już płakała.
- Alec... Ten mężczyzna... ja go pamiętam - powiedziała cicho, a następnie opowiedziała wszystko. Alec nie pamiętał tego. Jednak słowa siostry opisujące tę sytuację przywróciły jemu pewne wspomnienie.

Dwójka sześcioletnich dzieci siedziała przytulona do siebie. Chłopiec głaskał dziewczynkę po włoskach, starając się ją uspokoić. Ich babcia zmarła. Rozszarpało ją zwierzę.
Do dzieci podszedł mężczyzna. Feliciano Ramirez. Dzieci przytuliły się do niego. Obiecał zabrać ich do nowego domu. 
- Dlaczego nie możemy mieszkać z tobą? - zapytał Alec jeszcze bardziej przytulając się do mężczyzny. 
- Za dużo podróżuję. Wy jesteście za mali, musicie mieć normalny dom.
Dwa dni później Feliciano oddawał  ich pod opiekę wujkowi. Zanim odszedł wziął na bok Aleca i powiedział:
- Opiekuj się siostrą. Ona cię potrzebuje. Pamiętaj o tym... - przytulił chłopczyka i odwrócił się, ale zatrzymał go głos dziecka:
- Kocham cię, tato...
- Też cię kocham - powiedział, ale nawet się nie odwrócił. Kilka sekund później już go nie było.

- Jane, pamiętasz jak dostaliśmy się do wujka Toma? - zaczął ostrożnie, a gdy ona pokręciła przecząco głową, opowiedział jej, co sobie przypomniał. Pominął tylko ostatnie dwa zdania tamtej rozmowy. Sam nie wiedział co o tym myśleć. "Tato"? Przecież to niemożliwe. Absolutnie niemożliwe. Nagle uświadomił coś sobie. Aro. On najwyraźniej bardzo nie lubił Ramireza, a skoro oni mieli być jego dziećmi...
Nie, nic im nie zrobi, w końcu są wampirami. Są piekielnymi bliźniakami. Są mu zbyt potrzebni. Prawda?
Jane i Alec nie mieli ochoty wracać. W lesie było spokojnie i byli tu sami. Alec usiadł i oparł się plecami o drzewo. Jane za to oparła głowę na jego klatce. Leżeli tak bez ruchu, ktoś mógłby pomyśleć, że śpią. Jednak po kilku godzinach musieli wstać i wrócić do Volterry.
Kiedy tylko pojawili się w zasięgu wzroku/słuchu innych wampirów, zostali powiadomieni, że Aro jest wściekły i, że lepiej się do niego nie zbliżać.
Jane weszła do swojego pokoju i sięgnęła po książkę. Jednak nie mogła się skupić na tekście. Westchnęła. Minął już prawie miesiąc, a ona ciągle myślała  o Feliciano. Był przyjacielem ich mamy. Był przy nich, kiedy przenosili się do wujka Toma. A oni tak po prostu o tym zapomnieli. Nie była w stanie w to uwierzyć.
Położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Marzyła, by usnąć.
Usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła oczy i ze zdziwieniem zarejestrowała, że słońce jest już wysoko. Było koło południa. Westchnęła i powiedziała "Proszę!". Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Demetri. Blondynka uśmiechnęła się na jego widok.
- Hej! Co tam? - zapytał niepewnie, a dobry nastrój dziewczyny uleciał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dem przyszedł wybadać, jak Jane się czuje. Gdyby nie te wydarzenia, pewnie nie przyszedłby.
- Nic... musiałam pomyśleć.
- Ale... czujesz się już lepiej? - zapytał, a Jane kiwnęła głową. Demetri uśmiechnął się i otworzył usta. Kilka minut później Jane szła do pokoju brata. Bała się tego, co może tam zastać. Ostatnio, kiedy Alec przegrał zakład musiał przez cały dzień nosić suknie. Ciekawe co tym razem. Otworzyła drzwi i zobaczyła, że Alec siedzi na łóżku, nic nie robi, nie wygląda dziwnie ani nic. Zaczęła się martwić.
- Przegrałeś zakład, tak? - zapytała, a on kiwnął głową. - I co masz zrobić?
Alec wymamrotał coś tak cicho i szybko, że nawet go nie usłyszała.
- Wolniej i głośniej. Co masz zrobić? - zapytała ponownie. Alec wziął głęboki wdech a potem powiedział:
- Mam cię przekonać - zaczął, a Jane zaczęła się naprawdę bać - żebyś poszła na randkę z Feliksem.
Do blondynki wszystko doszło z sekundowym opóźnieniem.
- Musiałeś być bardzo pewny wygranej - wydusiła w końcu, a Alec spojrzał na nią z nadzieją. - Ale ja nie pójdę na randkę z Feliksem. Dobrze o tym wiesz.
- Jeśli nie pójdziesz z nim na randkę, ja będę musiał zaprosić Marka - powiedział cicho Alec, a Jane zaczęła się śmiać jak opętana.
- Mi... miłej... ra... randki - powiedziała po dobre minucie śmiechu i wyszła z pokoju. Pod drzwiami stali Feliks i Demetri. Zataczali się ze śmiechu.
- Naprawdę każecie mu zaprosić Marka? - zapytała, a kiedy oni pokiwali głowami również zaczęła się śmiać.
Jane z uśmiechem na ustach wróciła do swojego pokoju. Naprawdę miała dobry humor... ale nie mogła zrobić tego swojemu bratu, prawda? Chociaż... Z tego co słyszała Alec nie miał zapraszać Marka publicznie. Tak więc... Jane po raz kolejny wybuchła śmiechem. Tym razem dlatego, że wyobraziła sobie minę zapraszanego. Tak, zdecydowanie musiała to zobaczyć.
Następnego dnia Alec ruszył w kierunki Wielkiej Sali. Siostra obiecała mu, że będzie miał odrobinę prywatności. Kiedy wszedł do sali zobaczył siedzącego na tronie Marka. Gdyby mógł chłopiec zarumieniłby się. Właściwie, to wolałby, żeby musiał zaprosić Aro. Ten przecież i tak o wszystkim wie, a tak...
Jane, Demetri i Feliks uważnie obserwowali poczynania Aleca. Nie byli w w sali razem z nim, ale sufit tego pomieszczenia nowy nie był. Było za to kilka szczelin na tyle dużych, że z pomieszczenia nad salą dało się wszystko oglądać. Właściwie tamto pomieszczenie było wyłączone z użytku, ponieważ mogło się w każdej chwili zawalić, ale w tamtej chwili nie przejmowali się tym.
Alec stał z dziesięć metrów od Marka, który uważnie się przyglądał chłopcu.
- Panie, ja... bo chodzi o to, że ja chciałbym... - jąkał się Alec nie wiedząc co powiedzieć. Gdyby był człowiekiem, mógłby powiedzieć na kolację, ale tak? Chłopak wziął głęboki oddech i powiedział szybko. - Ja chciałem zaprosić cię na randkę.
Śmiech Jane, Dema i Faliksa odbił się echem po całej sali. Alec wykorzystał zdziwienie Marka, żeby zwiać,  i postanowił sobie nigdy więcej nie zakładać się z Feliksem.



Rozdział króciutki, ale dostaliście Aleca zapraszającego Marka na randkę. Ja wiem, że w tysiąc sto którymś mogło wyglądać to inaczej, ale... wyobraźcie sobie minę Marka :)