niedziela, 4 stycznia 2015

Spóźnione życzenia!

Hej!
Już po świętach i po sylwestrze, ale nie mogłam się zebrać, żeby coś napisać. Zacznę więc od spóźnionych życzeń: Wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, pieniędzy i szczęścia w roku 2015!!!

Postanowiłam wam coś napisać. Mam nadzieję, że pamiętacie opowiadanko z poprzednich świąt. W sumie to nie pisałabym nic, gdyby nie ostatnie zaginięcie. Pewnie słyszeliście, głośno o tym było w telewizji. Tak więc ku pamięci dwóch braci [*]

Znowu grudzień, znowu święta. Marek wyszedł z zamku i obserwował ludzi. Wszystko wyglądało jak rok wcześniej. Mężczyzna, niby przypadkiem, co jakiś czas przechodził obok domu Didyme. Chciał pójść do niej wcześniej, ale coś go powstrzymywało. Tak jakby wtedy nie był odpowiedni czas. Marek przeszedł obok domu dziewczyny jeszcze kilka razy i postanowił zajrzeć do domku, do którego ostatnim razem zaprowadził Didyme.
Już tam była. Najwyraźniej na niego czekała. Tym razem była ciepło ubrana, a obok niej siedział młody mężczyzna.
- Mówiłam, że przyjdzie? - zapytała tamtego człowieka, po czym przytuliła Marka.
- Mówiłaś. Mówiłaś też, że on nam pomoże.
Marek zdziwił się.
- W czym miałbym pomóc? - zapytał, przypominając o swojej obecności.
- Nasi ojcowie zaaranżowali nam małżeństwo - powiedziała Didyme. - A tak właściwie to, to jest Marcin. Mój narzeczony.
Wampir jeszcze raz spojrzał na młodego mężczyznę. Widać było, że dopiero niedawno przestał być chłopcem. Wiać również było, że Didyme wolałby mieć za siostrę, niż za żonę.
- Żadne z nas tego nie chce - odezwał się Marcin. - Mój ojciec chciał dać mi za żonę jakąś trzynastoletnią dziewczynkę. Aby się od tego wymigać powiedziałem, że wolałbym pannę trochę bardziej zbliżoną mi wiekiem.
- A wtedy jego ojciec poszedł do mojego ojczyma. No i na wiosnę bierzemy ślub - dokończyła Didyme.
- A jak ja miałbym wam pomóc? - zainteresował się Marek
- Idź do mojego ojca i poproś o moją rękę - odpowiedziała Didyme, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Co?! - wręcz krzyknął zaskoczony Marek.
- Zareagowałem podobnie - stwierdził uśmiechnięty Marcin.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Skoro obiecał cię innemu, odprawi mnie z niczym - powiedział, a na twarzy kobiety pojawił się uśmiech.
- To załatwimy my. Odegram wariatkę, a Marcin pójdzie z tym do swojego ojca, a on do mojego ojczyma.
- Ona obmyśliła wszystko. I odpowiedź na wszystko też ma. Tak jakby wiedziała co powiemy - rzucił Marcin kiedy zobaczył, że Marek ponownie otwiera usta. Didyme tylko się uśmiechnęła.
- Wyślesz kogoś jako posła. Przecież Marek Volturi nie będzie fatygował się osobiście, nieprawdaż?
Marcin nie wydawał się zaskoczony, Marek natomiast myślał, że zwariował.
- Skąd wiesz? - zapytał.
- Wiem wiele rzeczy. Między innymi to, że zrobisz to, o co cię proszę. Równo za miesiąc kogoś wyślij do mojego domu.
Didyme po raz kolejny przytuliła Marka. Żadne z nich do tej por nie zdawało sobie sprawy jak bardzo tęskniło. Marek nie rozumiał tej ludzkiej dziewczyny. Pierwszy i ostatni raz widziała go rok wcześniej, a już była gotowa zostać jego żoną. To, że on przystał na ten pomysł było wynikiem tego, że obserwując ją przez ten rok zdążył ją pokochać. Ostatniej zimy widział w niej młodą dziewczynę, jeszcze dziecko, ale jeden rok zmienił dużo. Zarówno w jej wyglądzie, jak i w zachowaniu. Zmieniła też jej ojczyma. Śmierć matki Didyme była wielkim ciosem dla jej ojczyma. Marek obserwował jak ta młoda osóbka opiekuje się swoim opiekunem.
- Oczywiście odwlekaj ślub jak najdłużej - powiedział Marcin, a Marek spojrzał na niego. - Możesz i powinieneś.
Didyme pokiwała głową, a Marek uśmiechnął się. Doskonale to wiedział. Didyme może wyglądać jak kobieta, ale stanowczo potrzebowała czasu. Jeśli tyle o nim wiedziała, to o tym czym jest, na pewno również. Skoro chciała zostać jego żoną, równało się to z przemianą. A wieczność w siedemnastoletnim ciele nie jest zbyt pociągająca. Marek doskonale wiedział, że historia zatacza koła i niedługo naprawdę byłaby uważana za dziecko.
Didyme po raz ostatni przytuliła Marka i wyszła z chaty. Marcin został.
- Didyme ci ufa - stwierdził, patrząc mu w oczy. Wampir uświadomił sobie nagle, że niedawno polował. - Mam nadzieję, że się nie pomyliła. Bo jeśli ją skrzywdzisz...
- Myślisz, że będziesz w stanie coś mi zrobić? - wypalił nagle Marek, a Marcin po prostu się uśmiechnął.
- Nie. Ale to nie znaczy, że nie spróbuję.
Chwilę później Marek został sam. Zdał sobie sprawę, że doskonale rozumie tego młodego człowieka.
Następnego dnia Marek ponownie zajrzał do chatki. Nie było tam Didyme, jednak pod ścianą siedział Marcin i nieznany Markowi chłopak.
- Didyme miała rację. Jak zwykle - radośnie stwierdził chłopak. - Jestem Paweł, brat Marcina.
- Nie mam pojęcia czemu tu jesteśmy. Poprosiła nas, żebyśmy tu przyszli, bo się pojawisz - dokończył Marcin.
- Powiedziała mi, żebym ci powiedział, że nie możesz pozwolić, by on zginął. I nie, nie wiem o kogo chodzi - powiedział Paweł, a następnie skierował się do drzwi. Najwyraźniej uważał, że nie jest już potrzebny. Marcin przez chwilę się nie ruszał, po czym wyszedł za bratem.
Minęły święta i termin wysłania kogoś z prośbą o rękę Didyme zbliżał się wielkimi krokami, a Marek miał jeszcze w perspektywie opowiedzenie o tym braciom. Obaj wiedzieli, że ich najstarszy brat czuje coś do tej ludzkiej dziewczyny, ale tego na pewno się nie spodziewali. Znalazł więc odpowiednią chwilę i opowiedział wszystko braciom.
- Zawsze wiedziałem, że to ciebie kobieta poprosi o rękę. No, przynajmniej odkąd uciekliśmy Amazonkom - stwierdził w końcu Aro. Kajusz uśmiechnął się i przygryzł wargę.
- Nigdy nie myślałem, że przyznam ci rację - powiedział po chwili Kajusz. Marek wywrócił oczami, a jego bracia momentalnie się uspokoili.
- Czy powinienem wysłać jej jakiś prezent z tym całym posłem? - zapytał w końcu Marek, a Kajusz kiwnął głową. - Może Athendora ci coś doradzi.
Marek chciał wysłać kogoś ze straży, ale Kajusz zaoferował, że on pójdzie. Ten pomysł nie przypadł do gustu Aro, ale Marek się zgodził.
- A więc masz narzeczoną - powiedział Kajusz, kiedy tylko wrócił. - Zaprosiłem ich na za tydzień do Volterry na przyjęcie. Zaprosiłem również najbliższą rodzinę i przyjaciół. Ich, rzecz jasna. Będziemy musieli zmusić część straży, aby zasiedli do stołu. No i będziemy musieli jeść. Didyme może i wie o nas, ale co do reszty, to raczej wątpię.
- Nie mogłeś tego ustalić z nami? - warknął Aro, kiedy sobie uświadomił, ile będą musieli zrobić. Co prawda tydzień dla wampirów, to bardzo dużo, ale...
- Uspokój się, damy radę - stwierdził Marek, a Aro tylko westchnął. Jak trzeba, to trzeba. Dadzą radę. Trzeba tylko dopracować kilka szczegółów.
W dzień przyjęcia Marek postanowił wyjść do lasu. Godziny do przybycia gości dłużyły mu się okropnie. Kiedy tylko był pewien, że żaden człowiek go nie zobaczy, pobiegł wgłąb lasu. Zatrzymał się dopiero, kiedy usłyszał jakieś krzyki. Przez chwilę nasłuchiwał, po czym pobiegł w tamtym kierunku. Zobaczył dwa ogromne niedźwiedzie idące w stronę rzeki. Za nimi leżał, martwy już, koń. A przez rzekę próbował przepłynąć chłopak. Dopiero po chwili Marek rozpoznał Marcina. Dotarło do niego, że to dlatego Didyme wysłała wtedy Marcina i Pawła do tamtej chatki. W końcu o kogo innego mogłoby jej chodzić?
Marek w wampirzym tempie pobiegł i zabił oba niedźwiedzie. Następnie podpłynął do Marcina i wyciągnął go z wody.
- Nie masz przypadkiem stawić się dziś wieczorem na przyjęciu? - zapytał, a Marcin kiwnął głową, a potem zamknął oczy. Dopiero wtedy Marek zauważył, że bok mężczyzny był rozcięty. Rozdarł płaszcz i przewiązał ranę. Gdy upewnił się, że opatrunek się trzyma, wziął Marcina na ręce i pobiegł do zamku. Nie miał zamiaru pokazać się tak w mieście, a Afton mógł wyleczyć go znacznie szybciej.
Pierwszym gościem był Marcin, który wyszedł prosto z komnaty Aftona. Na szczęście, dla Marka, podziękowania nie były szczególnie wylewne i długie. Zwłaszcza, że zaraz potem pojawiła się Didyme i jej ojczym. Nawet perspektywa ludzkiego jedzenia nie była w stanie unieszczęśliwić Marka. Nie, kiedy Didyme była tuż obok.


No i kolejna miniaturka. Albo kolejna część, bo to już raczej nie miniaturka... Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze kilka świąt i będę musiała znaleźć inny temat.
Rozdział napisany, pojawi się za dwa tygodnie.
Jeśli pojawią się jakieś komentarze, to wcześniej :)

1 komentarz:

  1. *le zjawia się komentarz dawnej czytelniczki*
    No piękne, no. Nie umiem konstruktywnie komentować. Ale bardzo mi się podobało ;w;

    OdpowiedzUsuń