niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 27



Rozdział 27
Rano Jane wyszła do ogrodu. W nocy nie miała lekcji, czego głównym powodem było jej lenistwo. Więc całą noc przesiedziała w pokoju czytając jakąś książkę.
-Jane!-usłyszała krzyk brata
-Co?
-Aro nas woła.
-Tylko nas?-zdziwiła się
-Tak.
-Mówiłam ci, że zmieni zdanie.-blondynka uśmiechnęła się do brata
-Tak, ale wtedy byłaś pijana.-rodzeństwo z trudem powstrzymało wybuch śmiechu.-Dobra, chodź.
Ciągle z uśmiechami na ustach, szli w kierunku WS. Ponieważ ruszali się wampirzym tempem zajęło im to kilka sekund. Gdy tylko weszli zobaczyli Trójcę.
-O co chodzi, Panie?-zapytał Alec
-Co do waszej wczorajszej prośby.-zaczął Aro-Zdecydowaliśmy, że nie jesteście tutaj aż tak niezbędni, żebyście nie mogli się stąd ruszać. Tak więc możecie iść na tę swoją wycieczkę. Ale pamiętajcie, macie wrócić maksymalnie za tydzień!
-Tak, Panie-powiedzieli zgodnie i wyszli.
Ruszyli w stronę swoich pokoi. Alec w wampirzym tempie wybrał sobie dwa komplety ubrań. Ubrał się w jeden z nich, a drugi wrzucił do torby. Założył na ramiona pelerynę, ale po chwili zastanowienia zdjął ją. Po chwili w jego pokoju pojawiła się Jane.
-Gotowy? Lepiej włóż pelerynę. Aro i tak poświęcił się wypuszczając nas.
-Masz rację.-chłopak uśmiechnął się do siostry i wziął pelerynę. Kilka sekund później rodzeństwo zmierzało do tylnych drzwi. Kiedy tylko wyszli z zamku włożyli peleryny i w ludzkim tempie wyszli z miasta. Kiedy znaleźli się w pobliskim lesie ruszyli w swoim tempie. Dzięki temu, że pamiętali drogę do domku babci dotarli  w niecałą godzinę. Spojrzeli na coś co kiedyś było ich domem. Teraz zostały same ruiny, chociaż widać było, ze niedawno ktoś zaczął odnawiać to miejsce. Jane złapała brata za rękę i oboje ruszyli w kierunku drzwi.
-Ej! Co tu robicie?!-usłyszeli znajomy głos. Blondynka szybko się odwróciła, a jej oczom ukazał się ok. 17-letni chłopak. Miał brązowe oczy i czarne włosy. Był gładko ogolony.
-On...-zaczął Alec ale siostra wiedziała o co mu chodzi i powiedziała szeptem
-Masz rację, jest do niego bardzo podobny.-spojrzała jeszcze raz na chłopaka i powiedziała głośno-Nasza...  babcia mieszkała tu w młodości.
-Wasza babcia?-zdziwił się chłopak
-Tak, Margaret Thomson.
-Ale-chłopak nie bardzo w to wierzył-ona wraz z bratem zaginęła ponad sto lat temu.
-Tak, zaginęła. Na wycieczce, razem z bratem zgubili się. Babcia spadła ze schodów, ledwo przeżyła, ale straciła pamięć.
-A co z jej bratem?
-Nie chciał jej zostawiać. Kiedy trochę się jej polepszyło ich wujek wyjechał. Zostali sami w Volterze. Babcia od tamtej pory była bardzo słaba i nie mogła podróżować. A jej brat za bardzo się o nią troszczył, żeby pojechać bez niej.
-Za kogo wyszła?-zainteresował się chłopak
-Za... Demetriego Singo.-Jane zawahała się niemal niedostrzegalnie.
-Singo? A jak wy się nazywacie?
-Mamy imiona po babci i jej bracie.
-Czyli Margaret i Alec Singo?-chłopak najwyraźniej zaczął im ufać.-A wasi rodzice nie przyszli z wami?
-Nie żyją.-odpowiedział smutno Alec-Mama zmarła przy porodzie, a tata jak mieliśmy 8 lat. Spadł z dachu sąsiada. A jak ty się nazywasz?
-Thomas Brado. wraz z tatą próbujemy przywrócić ten dom do dawnej świetności, ale czaka nas jeszcze dużo pracy.
-Może moglibyśmy wam pomóc.-zasugerował Alec z uśmiechem.
-Jasne, czemu nie. Mieszkamy niedaleko, może zajrzycie?
-Chętnie.-Jane uśmiechnęła się do chłopaka.
-Poczekajcie chwilkę, muszę zanieść tamte deski-wskazał głową na stosik drewna kilka metrów dalej-pod drzwi.
-Pomogę ci.-zaoferował Alec. Ponieważ desek nie było za dużo już po kilku minutach wszystkie leżały w odpowiednim miejscu.
-Chodźcie.-Thomas uśmiechnął się do nich i małą ścieżką zaprowadził do dużego, drewnianego domu. Kiedy tylko przeszli przez próg zobaczyli ok. 40-letniego mężczyznę idącego w ich stronę. Człowiek ten miał brązowe oczy i włosy, na których dawało się zobaczyć pierwsze oznaki siwizny. Fakt, że tą siwiznę najprawdopodobniej mogły zobaczyć tylko wampiry. Mężczyzna był dobrze zbudowany. Na pewno wiele trenował, jednak jego sylwetka nie składała się z samych mięśni. Widać było, że lubi dobrze zjeść. Miał wyraźne rysy i kilka zmarszczek, jednak sprawiał wrażenie miłego.
-Dzień dobry.-powiedziała Jane i nieśmiało uśmiechnęła się do mężczyzny. W rzeczywistości nie czuła się onieśmielona, ale stwierdziła, że lepiej będzie taką udawać.
-Dzień dobry. -odpowiedział mężczyzna-Kim jesteście?
-Margaret i Alec Singo.-przedstawił ich Thomas-Są wnukami Margaret Thomson.
-Wnukami Jane?-zdziwił się mężczyzna-Z tego co wiem, wraz z bratem zaginęła ponad sto lat temu. Ale, ale, nie będę was wypytywał w drzwiach. Wejdźcie.-zaprosił ich gestem do pokoju. Rodzeństwo rozejrzało się. Pośrodku pokoju stał duży, drewniany stół, a wokół 12 krzeseł. Na stole stał wazon z kwiatami, a przy dwóch krzesłach leżały talerze. Po drugiej storni pokoju były kolejne drzwi, prowadzące na korytarz. W ścianie na lewo od nich było duże okno, przez które wpadało słońce, oświetlając stół do połowy.
-Zdejmijcie płaszcze i siądźcie.-powiedział Thomas miło się uśmiechając. Rodzeństwo rzuciło sobie szybkie spojrzenia. Do tej pory brunet nie zwrócił uwagi na ich oczy, ale na pewno nie potrwa to długo. Oczywiście, jeśli poczuliby pragnienie ich tęczówki stałyby się czarne. Mieli nadzieję, że do tego czasu nie zauważą nienaturalnego koloru oczu. Innym problemem była skóra. Co prawda nawet bez peleryn mieli zakrytą większą część ciała, jednak na pewno Thomas i jego ojciec zdziwiliby się gdyby rodzeństwu zaczęła świecić się skóra. Ich rozmyślania nie trwały nawet sekundy. Jednocześnie zdjęli płaszcze, które wziął od nich Thomas i powiesił na wieszaku, którego wcześniej rodzeństwo nie zauważyło. Ruszyli w stronę tego końca stołu, na który nie padały promienie słońca. Pan Brado ruszył za nimi. Kiedy cała czwórka już siadła Thomas odsunął talerze trochę dalej.
-Wprowadziliśmy się tu nie dawno i służby jeszcze nie ma. Dojedzie dopiero za kilka dni wraz z moja żoną.-powiedział mężczyzna spoglądając na syna. Po chwili jego wzrok skierował się na rodzeństwo. Po chwili ciszy Alec zaczął opowiadać tę samą bajeczkę jaką wcisnęli Thomasowi. Kiedy skończył mężczyzna otworzył usta by coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął. Jane wiedziała, że pan Brado będzie miał kilka pytań, ale najpierw będzie musiał zebrać myśli.
-Widzicie,-zaczął powoli-ja jestem wnukiem wujka waszej babci. On był od niej starszy nie więcej jak 10 lat. Ożenił się kilka lat po ich zaginięciu. Ile lat miała wasz babka jak wyszła za mąż?
-Ponad 25.-odpowiedziała Jane-Przez utratę pamięci bardzo cierpiała. Nie była w stanie zaufać nikomu innemu jak jej brat. Otrząsnęła się po dwóch, czy trzech latach, ale nadal była nieufna. On podejrzewał, że to dlatego, że ktoś ją zepchnął ze schodów. Jednak, ponieważ dnia wypadku babcia nigdy sobie nie przypomniała nie mógł być pewny. W każdym bądź razie w wieku 20 lat babcia pierwszy raz spotkała się z naszym dziadkiem, a po 5 czy 6 latach zgodziła się zostać jego żoną.
-A kiedy urodziła waszego ojca?
-Po 5 latach małżeństwa. W ciąże zaszła już po roku, ale niestety poroniła. Sądziła, że to przez upadek ze schodów. Potem przez trzy lata nie chciała mieć dziecka. Bała się, że znowu poroni. W końcu jednak dziadek ją przekonał. Niestety nasz ojciec był jej jedynym dzieckiem.-Alec posłał siostrze wdzięczne spojrzenie. On nie byłby w stanie wymyślić czegoś tak pasującego. Gdyby nie wiedział o kim mowa, pewnie uwierzyłby w to co mówiła siostra.
-A Alec? Ożenił się?-zainteresował się Thomas
-Tak, dwa, czy trzy lata przed siostrą. Jego żona miała na imię Renata, nie pamiętam jak miała na nazwisko przed ślubem.-Alec uśmiechnął się.
-To bardzo ciekawe,-zaczął pan Brado-ale musimy wracać do pracy. Chociaż najpierw zaproponuję, wam coś do jedzenia. Mamy jeszcze zupę z obiadu. Właściwie, to chyba na tych zupach będziemy żyć, dopóki żona ze służbą nie dojedzie. Co jak co, ale gotować to nie potrafię. Co najwyżej zupę, albo upiekę jak coś upoluję. Niestety nie mam na to czasu.
-Nie jesteśmy głodni. Obiad zjedliśmy w lesie, gdzie mieliśmy mały obóz.-stwierdziła z uśmiechem Jane, a po chwili zastanowienia stwierdziła-Przy  odnawianiu domu wam się nie przydam, no chyba, że trzeba będzie poustawiać wszystko, żeby jakoś wyglądało, ale do tego jeszcze trochę brakuje, mam racje?-cała trójka pokiwała głowami. Alec wprawdzie nie widział wnętrza, ale nawet z zewnątrz widać było, że mało brakuje, żeby się zawalił-A gotować nawet umiem. Wprawdzie nie robiłam tego zbyt często, ale na pewno uda mi się zrobić coś lepszego niż zupa.
-Bylibyśmy ci bardzo wdzięczni.-stwierdził pan Brado-Ale jesteś gościem, nie chcemy się wykorzystywać.
-Jakie tam wykorzystywanie? Alec będzie pomagał w remoncie, a mnie tam nie dopuścicie.
-Jesteś kobietą. W dodatku bardzo młodą.-stwierdził Thomas
-No właśnie. Przynajmniej gotując mogę wam pomóc. A poza tym, jeśli ja nie będę gotowała, będę zmuszona razem z wami jeść zupę. Więc to działa również na moją korzyść.
-Nadal źle się czuje, wykorzystując cię, ale masz rację. Będę wiec bardzo wdzięczny, jeśli będziesz nam gotowała. A teraz musimy już iść. Mam nadzieję, że pójdziesz z nami. Obejrzysz sobie dom.-Jane kiwnęła głową i ruszyła w stronę drzwi. Gdyby nie brat zapomniałaby o płaszczu. Okazał, się jednak niepotrzebny, bo chmury zakryły słońce.  Kiedy byli już na zewnątrz, Alec podszedł do niej i szepnął:
-Dlaczego jesteś dla niech taka… miła?
-To nasz rodzina. Poza tym jeśli będę gotowała będę mogła stwierdzić, że samym próbowaniem się najadłam. Więc w przeciwieństwie do ciebie nie będę musiała wciskać w siebie nie wiadomo ile ludzkiego jedzenia.-blondynka posłała bratu wredny uśmiech.
-Taką to cię poznaję.
-Alec, Margaret? Idziecie?
-Tak, panie Brado-odpowiedzieli zgodnie.
-Jaki tam panie, mównie mi po imieniu.-uśmiechnął się do nich a kiedy zobaczył ich zdezorientowane miny ryknął śmiechem-Przecież ja wam się nie przedstawiłem. Jestem Amerigo.-rodzeństwo kiwnęło głowami a on wesoło ruszył przed siebie.
-Co o nim myślisz?
-Wydaje się miły.-Alec spojrzał na mężczyznę
-Nie o to mi chodzi.
-Aaa… jest pogodny, ale nawet teraz, jako wampir nie chciałbym zaleźć mu za skórę.
-Boisz się go?
-Nie, ale wyobraź to sobie. Wiem że jestem od niego lepszy praktycznie na każdym froncie, ale jakby nie patrzeć on jest dwa razy większy niż ty czy ja. Poza tym nie chodzi mi o jego siłę.
-A o co?-zdziwiła się blondynka
-Nie wiem. Wydaje mi się, że gdyby ktoś go zmienił, miałby jakiś potężny dar. I może go użyć nawet teraz. To jest takie przeczucie.
-Przeczucie? Nigdy nie miałeś przeczuć.
-Wiem i to jest dziwne. Nie wiem o co chodzi.
-Może, to jest rodzinne. Zawsze wyczuwaliśmy, że jesteśmy nawzajem silni, nie? Od.. no wiesz.- wiedział, chodziło jej o śmierć babci-Może chodziło o to, że potrafimy wyczuć, jeśli ktoś z naszej rodziny ma dar?
-Ale to też byłby dar. A wampiry mają zwykle po jednym, no i one się nie powtarzają.
-A może to był dar babci?-zasugerowała-Może ona mogła nam go w jakiś sposób przekazać.
-Ale ona była człowiekiem.-stwierdził kręcąc głową
-A Didyme? Też była człowiekiem.
-Racja.-Alec uśmiechnął się do siostry, a następnie jak gdyby nigdy nic podszedł do Ameriga i zaczął wypytywać o wszystko co zdarzyło się w ciągu tych stu lat od ich zniknięcia. Przemiany.




Bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że nie dodałam rozdziału w tamtym tygodniu. Po prostu nie miałam do tego głowy. Na przeprosiny dostajecie rozdział dłuższy niż zwykle :)

11 komentarzy:

  1. Przeprosiny przyjęte (-:
    Straaaasznie mi się nudzi więc komentarz będzie bardzo długi.
    Świetny rozdział! (jak zwykle). Znalazłam błąd, ale nie wiem czy gramatyczny, czy jaki:
    ,,Jane i Alec rzuciło sobie szybkie spojrzenia.'' Musi być albo ,,rodzeństwo rzuciło'', albo ,,Jane i Alec rzucili''. Nie mam pojęcia,. od kiedy ja się tak czepiam tych błędów :-O
    Nie sądziłam że jestem taka czepialska :-D
    I między myślnikami (np. ,,o śmierć babci-Może'' daj spację, to będzie się wygodniej czytało. ^ tutaj spacje.

    Jak już pisałam, nie wiem od kiedy ja się tak czepiam.
    Straaasznie się pogubiłam w tej rachubie lat i rodzinie bliźniaków, i musiałam ze trzy razy przeczytać rozdział zanim się w tym połapałam.
    Chyba bardziej mi się podobało jak pisałaś w narracji pierwszoosobowej, teraz jest tak jakoś inaczej i piszesz jak nie ty.
    No, może później jeszcze coś napiszę, ale muszę lecieć i odrabiać matmę.
    A nie! Jeszcze jedno: Czemu czcionka się zmniejsza po kilku linijkach?
    Kończę, bo niedługo chyba komentarz będzie dłuższy niż tój rozdział :-D
    Jeszcze raz sorki za to moje czepialstwo :-)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to dobrze, że, jak to mówisz, czepiasz się, dzięki temu wiem co poprawić :)
      Dzięki za radę z myślnikami, a jeśli chodzi o zmniejszającą się czcionkę to początek napisałam tu, w bloggerze, ale resztę w wordzie. Potem zapomniałam zmienić na jednakową (ale zaraz to zrobię).
      Jeśli chodzi o narrację, to też przyzwyczaiłam się do pisania w pierwszoosobowej, ale nie wiem czy to zmieniać z powrotem. Mam już plany na przyszłe rozdziały, a chcę opisać nie tylko to, co widzi Jane. Nie wiem, może jeszcze pokombinuję :)
      Co do rodziny bliźniaków, pół godziny opracowywałam kto jest czyim wnukiem, żeby w latach pasowało. Ehh... w sumie nie dziwię się, że za pierwszym razem się nie połapałaś, ja do tej pory nie mogę :P

      Usuń
  2. No, ja też powinnam przeprosić. Tak baaaardzo cię zaniedbałam ; ( Jestem złym człowieczkiem ;(
    Dobra, a wracając do rozdziału. Fajnie, że Aro ich puścił. Tylko nie rozumiem, dlaczego zwracają się do Jane, Margaret? Może gdzieś się pogubiłam ? Pewnie tak ;D Jak mi wytłumaczysz, będę wdzięczna ;* W sumie Alura też. Bidula się pogubiła, ale co się dziwić. Czyta blogi, które ja czytam i swoje. Że też ona się nie gubi co się dzieje na danym blogu....Dobra, rozdział ciekawy. Mam nadzieję, że będzie więcej ich rodzinki w następnym rozdziale ;D Jane i gotowanie , to będzie MEGA ciekawe ;D
    PS: Zapraszamy na nn ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Jane to zdrobnienie od Margaret, jakoś w początkowych rozdziałach to było.
      O właśnie, też jestem ciekawa co Jane ugotuje. Zapoluje na jelenia i usmaży??? :-)

      Usuń
  3. Ja też przyjmuję przeprosiny, choć jestem tu pierwszy raz :). Fakt, jestem tu pierwszy raz i już jestem zakochana :). Meyer skończyła tę historię tak, że nie można już było kompletnie nic zrobić - bynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie przeczytałam tego rozdziału :D. Wgl, czytam komentarz wyżej... Jane to zdrobnienie od Margaret? o.O Nawet nie wiedziałam, pacz no!
    Wracając...
    Mogłabym dodać Cię do linek, żeby częściej tu zaglądać? Informowałabyś może mnie o nn? :D
    Gdybyś zechciała odpowiedzieć na moje pytania, proszę zrób to moim blogu, bo ostatnio gubię adresy, do osób, których jeszcze nie mam w linkach... Dlatego chcę Cię dodać do linek :>.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że tak długo nie wchodziłam na nowy rozdział. Miałam tyle na głowie i w ogóle nie miałam siły aby się za to zabrać:( Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
    Rozdział świetny i bardzo ciekawy. Ciekawe co jest z tym wujkiem nie tak. Jane ma przeczucia, hmm... czekam z niecierpliwością na next:)
    Kochana :* Zapraszam cię na nowy rozdział:*
    http://usmiech-strachu.blogspot.com/
    Bloody Moon :]
    Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie NN [nowy-rozdzial-w-zyciu-blogspot.com]
    Serdecznie zapraszam
    Belle :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj kochana:)
    Zapraszam na mój blog
    http://usmiech-strachu.blogspot.com/ gdzie pojawiła się nowa notka.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy nastepny rozdział

    OdpowiedzUsuń