Rozdział 8
Jane!
Czekaj na mnie przy fontannie.
M.
Ucieszyłam się kiedy zobaczyłam liścik. Postanowiłam poszukać jakichś ubrań. W końcu wybrałam czarną spódnicę i bluzkę z długimi rękawami, zastanawiałam się nad peleryną, ale doszłam do wniosku, że nie idę na wojnę. Było już 30 minut po północy więc postanowiłam wyjść. Szłam w ludzkim tępię, więc doszłam za 5 pierwsza. Po drodze oglądałam ogród. Szkoda, że wcześniej nie wychodziłam w nocy, wtedy ogród, w świetle księżyca, wygląda pięknie. Dzięki temu, że o tej porze nikt tu nie wchodził, zwierzęta bez obawy wychodziły ze swych kryjówek. Oparłam się o fontannę i przyglądałam wielobarwnym kwiatom, z których kilka rodzai zamykało pąki na noc. Kilka minut później pojawił się Marek.
-Witaj Jane, Zapewne zastanawiasz się skąd wiem o twojej mocy.-powiedział trochę... zdenerwowany(?)
-Witaj,-powiedziałam, starając się, by mój głos był spokojny- tak zastanawiam się skąd o tym wiesz, panie.
-Nie widzę powodu, żebyś mówiła tak do mnie.-czyli kwestia zwracania wyjaśniła się.- Ale wracając do twojego pytania. Didyme mi powiedziała. Rozmawiała z twoją babką, a, że chyba mogę cię czegoś nauczyć, postanowiłem napisać tamte liściki. Poza tym Didyme miała kiedyś taką wizje, ale nie wiedziała jak wyglądasz.
-Aha, czy ona też miała taką moc.-powiedziałam, nim zdążyłam sobie przypomnieć że to był jej dar.
-Miała, ale o wiele mniejszą niż ty.
-A czy ta moc wystarczyłaby, żeby się przed wampirem?-zapytałam, wpadając na pewien pomysł.
-Wystarczyłaby-powiedział, chyba nie wiedząc o co mi chodzi.
-To nie mogła obronić się przed tamtym wampirem?
-Opowiem ci jak to było naprawdę, wtedy zrozumiesz. Pewnie Demetri ci opowiadał, jak ona zginęła, tak? -kiwnęłam głową.-Gdy szliśmy na wojnę z nowonarodzonymi, zostawiliśmy Didyme kilka kilometrów dalej. Walczyliśmy kilka dni. W końcu wygraliśmy. Ja, Aro, Kajusz i Demetri poszliśmy po Didyme. Już wtedy miałem złe przeczucia. Jak tylko weszliśmy do jej pokoju zobaczyliśmy, że umiera, a przynajmniej tak nam się wydawało. Przez swoją głupotę...-głos mu się załamał, po chwili jednak kontynuował.- Postanowiłem ją przemienić, mimo, że coś wrzeszczało we mnie ,,Nie!” Podszedłem do niej i przytrzymałem. Wyrywała mi się, ale byłem pewien, że to dlatego, że ma gorączkę i majaczy. Powinienem wiedzieć, że ona ZAWSZE wie co robi. Ugryzłem ją. Ona zaczęła krzyczeć ale po chwili przestała. Przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje, przecież przemiana jest bardzo bolesna, nie powinna być w stanie się opanować i przestać krzyczeć. Wtedy dotarło do mnie co się stało. Wyrzuciłem wszystkich z pokoju i zamknąłem się na klucz. Pożyczyłem dar jakiegoś wampira i przypilnowałem, żeby pomieszczenie było dźwiękoszczelne. Sprawdziłem wszystko co się dało i... zobaczyłem że niestety miałem racje. Ten wampir który wszedł to nie był nowonarodzony. Widzisz, on pewnie był starszy nawet od nas. I niestety nienawidził mnie i moich braci z całego serca. Wiedział, że zależy mi na Didyme, dlatego to zrobił. Wstrzyknął jej jad wilkołaka. Gdybym jej nie ugryzł żyłaby jako wilkołak, ale to zrobiłem. Tamten wampir wiedział, że nie będę się zastanawiał. Jad wilkołaka i wampira razem zabiły ją, ale nie od razu. Pięć dni cierpiała bardziej, niż jakikolwiek wampir podczas przemiany. I przez te pięć dni za pomocą zmodyfikowanego daru Ara mogłem z nią rozmawiać. Piątego dnia stwierdziła, że jeszcze kiedyś się zobaczymy... i zmarła. Dwa dni siedziałem i nic nie robiłem, tylko wpatrywałem się w jej ciało, w końcu Aro i Kajusz nie wytrzymali, wyważyli drzwi i weszli. Demetri stwierdził, że to jakiś nowonarodzony ją zabił, a przemiana się nie udała, bo Didyme była za bardzo wyczerpana. Nie wyprowadzałem go z błędu. Kiedy wróciliśmy do Volterry prawie zabiłem Ara. To on nie chciał jej przemienić, kiedy był jeszcze na to czas. Nieczęsto Aro naprawdę czegoś żałuje, ale wtedy... Bolało go to prawie tak jak mnie. Chyba do tej pory się obwinia, ale za nic w świecie tego nie okaże. Tydzień po jej śmierci okazało się, że mogę z nią telepatycznie rozmawiać. Powiedziała, że to dlatego, że muszę coś zrobić... że będę musiał coś zrobić. Wtedy zadałem pytanie, które wcześniej nie wpadło mi do głowy. Zapytałem, dlaczego nie otoczyła się tarczą. Powiedziała mi, że założyła ją na mnie, Ara i Kajusza. Ona była silna, jednak utrzymanie tarczy, nieważne czy mentalnej czy fizycznej zawsze sprawiało jej trudność. A utrzymać taką na trzech osobach i to oddalonych o kilka kilometrów...-Marek na chwilę przestał mówić, jakby zbierał myśli- Gdy jeszcze Didyme żyła, ja byłem liderem. Jednak potem... miałem tego dość i Aro przejął to stanowisko.-Gdy Mężczyzna skończył opowiadać przez chwilę siedzieliśmy cicho.-Może teraz ty opowiesz mi coś o sobie?-zaproponował, od razu się zgodziłam. Opowiedziałam mu o babci, jej śmierci a na koniec o wujku Tomie.
I jak? Mam nadzieję, że nie jest tragicznie :)
I jak? Mam nadzieję, że nie jest tragicznie :)
Hej! Jestem zdziwiona dlaczego ten blog nie ma komentarzy. Piszesz bardzo fajnie, historia wciągająca i ciekawa. Mam nadzieję, że pojawią się następne rozdziały. Pozdrawiam Agnieszka;]
OdpowiedzUsuńDzięki (pierwszy komentarz na tym blogu, nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę)
UsuńKolejne rozdziały będą się pojawiały, możesz być pewna:)
Hej, superowy rozdział, zwłaszcza ta historia o Didyme. Ja również się dziwię, dlaczego nie masz komentarzy - przecież nawet w TopLiście jesteś (tam znalazłam twój blog) a gdy wpiszę w google ''Jane Volturi opowiadanie'' czy coś takiego, to twój blog jest na pierwszej stronie. Podejrzewam, że nikomu, kto tu zagląda, nie chce się komentowac i tyle, bo wyświetleń masz całkiem sporo. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń